Pitaval 113
Miłość w teatrze
To nie tylko sceniczne dramaty, pisane przez wielkich dramaturgów, to także zwykła proza życia, schowana gdzieś głęboko za tajemniczymi kulisami, w garderobach, pracowniach i emocjach, jakże ważnych dla każdego artysty. To raczej zrozumiałe, że życie na scenie musi przenosić się gdzieś głębiej i odciskać swoje piętno na dniu codziennym uczestników tego niecodziennego dell`arte. Pan elektryk z tarnowskiego teatru był młodym i bardzo przystojnym mężczyzną, a mało tego, był nad wyraz ambitny i rządny wejścia na scenę w jakiejś wyrazistej pozie, by zaimponować wszystkim. Jednak pozostałoby to w sferze nocnych marzeń, gdyby do naszego teatru nie została zatrudniona młoda, tuż po studiach, piękna aktorka.
A była tak powabna, że skupiała na sobie gorący wzrok wszystkich mężczyzn i zazdrosne spojrzenia kobiet. Elektryk – tak go nazwiemy, by nie urągać jego pamięci – zakochał się od pierwszego wejrzenia, co było zawsze widoczne na oświetlanej przez niego scenie i rozpoczął powolne eksponowanie przed wybranką swoich wdzięków. A to kupił herbatę, jakieś kanapki w teatralnym bufecie, a jednym razem przyniósł na próbę generalną cały obiad. Miał pecha, ponieważ w teatrze tarnowskim aktorem był w tym czasie mąż bardzo cnotliwy, posiadacz własnej żony i dzieci, który umoralnianie otoczenia uważał za misję swojego przykładnego życia. Aktor moralista posiadał dyplom magistra sztuki, a to już było poważną przewagą nad jakimś dyplomem technikum wrażliwego Elektryka.
Jak wielki wrzód na ciele, w nasz teatr wrósł konflikt pomiędzy Aktorem, a biednym Elektrykiem. Pan Aktor nie wyobrażał sobie, że młody mężczyzna może aż tak bardzo zapałać i zaczął gnębić pracownika technicznego licznymi szykanami i publicznymi obrazami. Oczywiście, Elektryk nie był, jak to się mówi, w trepie kołysany i odpowiadał tym samym. Dochodziło do wyzwisk i awantur. Natomiast pani Piękna Aktorka była o wiele mądrzejsza i gdzieś w kuluarach dała jakąś nadzieję. Elektryk posiadł w trybie eksternistycznym zawód inspicjenta, a potem zdał egzamin aktorski. Jednak nieubłagany los sprawił, że Aktorka wyjechała z Tarnowa w daleki świat i wszelkie miłosne zapędy Elektryka zostały powstrzymane. Jako aktor lalkarz, albo kukiełkarz, jak kto woli, popracował jakiś czas w tarnowskim teatrze i przeniósł się do Rzeszowa.
Niby nic, a jednak coś – jak mówi piosenka – a jednak to zaważyło na jego dalszym życiu, a właściwie na utracie owego. Nie wiadomo jak przeznaczenie rozpisało tę smutną historię, bowiem w Rzeszowie nasz Elektryk spotkał się w tym samym zespole artystycznym z Aktorem. Tego już było za wiele. Któregoś dnia, gdy Elektryk posilał się pomiędzy próbami w teatralnej stołówce, naszedł go rozsierdzony jakimś niepowodzeniem Aktor. Od słowa do słowa doszło do wielkiej awantury. Aktor wybiegł z bufetu i popędził tam gdzie techniczni trzymali swoje narzędzia i przysposobił sobie solidny młotek, po czym powrócił i zadał Elektrykowi kilka ciosów w sam środek głowy.
Nie uciekał i z wielką pokorą, a może nawet ulgą, oddał się w ręce milicji i przyznał się do zamordowania swojego antagonisty. Proces skupił na sobie uwagę polskiego świata artystycznego. Przed sądem zeznawali pracownicy tarnowskiego teatru, dając świadectwo moralności Aktorowi. Sąd jednak uznał, że Aktor dopuścił się zwykłego mordu i wlepił mu tak zwane „srebrne wesele”, czyli 25 lat więzienia.
Jerzy Reuter