„Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!”
Te pamiętne słowa wypowiedziane na Placu Zwycięstwa w Warszawie stały się mottem pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego do Ojczyzny (2 – 10 czerwca 1979). Rozpoczęła się ona w Warszawie, w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Papież Polak obudził w pewnym sensie swój naród, dał mu poczucie wspólnoty i podmiotowości. Na powitanie Papieża i poszukiwanie wraz z nim duchowego wyzwolenia wyszły na ulice miast, poczynając od Warszawy, poprzez Gniezno, Częstochowę, Kraków i Nowy Targ milionowe rzesze. To była Polska solidarna i zjednoczona. Dzisiaj, w niedzielę 2 czerwca 2019 r. mija 40 lat od tamtego powiewu duchowej wolności w kraju od dziesięcioleci zniewolonym komunistycznymi okowami, co w powszechnym przekonaniu zaowocowało wybuchem społecznego ruchu „Solidarności”, niestety, stłumionego następnie i zawłaszczonego przez komunistów oraz ich „opozycyjnych” sprzymierzeńców. Podczas ogólnopolskiego świętowania tamtego historycznego wydarzenia warto przypomnieć skromną postać Józefa Muchy z podtarnowskich Wierzchosławic, który przez 16 lat był osobistym kierowcą kard. Karola Wojtyły, o czym opowiedział w niezwykłej książce - świadectwie zatytułowanym "Pół miliona kilometrów z kardynałem Wojtyłą", która ukazała się w 2006 roku w wydawnictwie w Św. Pawła. W tym wywiadzie – rzece autorstwa Marcina Romanowskiego, zakonnika towarzystwa Świętego Pawła, tzw. Paulistów, mówi o sobie: Nie ma drugiego takiego kierowcy, który by trzech kardynałów woził”. I rzeczywiście był osobistym kierowcą kardynałów: Sapiehy, Macharskiego i Wojtyły, z którym przejechał najwięcej kilometrów. Był dla mnie, jak ojciec...
Dawno temu w Kosowie Lackim
czyli niesamowita historia pewnego obrazu
Dawno temu za siedmioma górami i siedmioma rzekami w Kosowie Lackim dwie dziewczyny odnalazły coś, co na zawsze odmieniło ich życie… Wbrew pozorom w dzisiejszej recenzji nie zamierzam opowiadać niesamowitych legend ani przywoływać bajek sprzed lat - pisze nasza stała recenzentka Agnieszka Winiarska, ceniona aktorka Teatru Nie Teraz. Ta historia zdarzyła się naprawdę. Rzecz działa się w zagubionej gdzieś na Mazowszu wiosce, a nie w odległej, tajemniczej krainie. A jednak pewien odnaleziony na plebanii małego kościółka obraz, zmienił życie Izabelli Galickiej i Hanny Sygietyńskiej, dwóch inwentaryzatorek Polskiej Akademii Nauk. Później wydarzenia potoczyły się jeszcze szybciej – o obrazie znalezionym w Kosowie Lackim dowiedziała się cała Polska. A to dopiero początek tej historii. Zapraszam na recenzję najnowszej książki Katarzyny J. Kowalskiej, która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa ,,Iskry”.
Kazimierz Karwat (1945 – 2014)
Dokładnie dzisiaj, 29 maja 2019, mija okrągła, piąta rocznica odejścia na niebieski plener Kazimierza Karwata – jednego z luminarzy tarnowskiej kultury, znanego szeroko poza rodzinnym Tuchowem rzeźbiarza i poety, animatora kultury i po prostu dobrego człowieka. Jego pogrzeb w poniedziałek 2-go czerwca poprzedzony mszą św. w kościele p. w. św. Jakuba w Tuchowie (koło Rynku), zgromadził niespotykane w podobnych okolicznościach tłumy. Karwat to w naszej małej ojczyźnie znaczące nazwisko, choć nie wiele osób wie, że ojcowizna dla noszących to nazwisko leży „pod klasztorem”, a konkretnie pod słynnym tuchowskim sanktuarium i klasztorem ojców Redemptorystów. Tutaj właśnie jest siedziba tego wyjątkowego rodu. Codzienność punktują wydzwaniane z kościelnej wieży godziny. Co chwila zagląda któreś z dzieci, bądź wnucząt. Za oknem pobekują kozy. Zycie toczy się i płynie powoli, czasem wzbierając, jak pobliska rzeka Biała. Rodzina Karwatów to swoisty fenomen. Takiego nagromadzenia talentów i skondensowania ich w jednym domu, ze świecą szukać w całym kraju. Ojcem założycielem tuchowskiej linii rodu Karwatów był zmarły w maju 2014 r. Kazimierz, o którego artystycznych dokonaniach pisaliśmy obszernie wielokrotnie na łamach tkk. Obszerny materiał na jego temat znaleźć można m.in. w specjalnym numerze „Intuicji przydrożnych” wydawanych przez Teatr Nie Teraz, z którym był zaprzyjaźniony przez wiele lat. Teraz głową rodu jest niezwykle ciepła i skromna, bez reszty oddana rodzinie żona Kazimierza – Zofia Geszejter, także mająca na swoim koncie próby malarskie i rękodzielnicze – pisanki zdobione technika batiku. Już same imiona Ich utalentowanych, dorosłych dzieci, uprawiających różnego rodzaju sztukę – Miłosława /rękodzieło/, Światosław /rzeźbiarz sztukopodobny, dyr. tarnowskiego oddziału ZPAP/, Miłosz /ebenista – meble, antyki/, Lubosz /tworzy mozaiki/ oraz wnuków Ronja /jeszcze nastolatka, a już wygrała ogólnopolski konkurs literacki/ i Robert /rysownik/– najlepiej oddają artystycznego ducha tej familii.
Oszukując czas… – „Mr. Nobody” Jaco Van Dormael
Od czasu przeczytania „Rzeźni nr 5” Kurta Vonneguta wciąż jestem zadziwiona - pisze Ewa Tomasik-Adamczak, czołowa aktorka znanego w całej Polsce Teatru Nie Teraz, ceniona tarnowska pedagog, polonistka i animator kultury, jak niesamowicie wiarygodnie można opowiedzieć o rzeczywistości dzięki deformacji rzeczywistości właśnie. „Mr. Nobody” w reżyserii Jaco Van Dormaela to film, który porusza problem największej bolączki człowieka – śmierci. Główny bohater jest ostatnim żyjącym śmiertelnikiem. W nowym wspaniałym świecie ludzie już nie umierają. Obserwują Nemo Nobody – tak się nazywa główny bohater – „nikt” czyli „każdy” – alegoria ludzkiego losu – z zaciekawieniem, głosując, czy 118-letni starzec ma umrzeć, czy może przedłużyć jego życie. W efekcie Nemo nie musi liczyć na łaskę widzów. Dochodzi do przewidywanego zwrotu w dziejach wszechświata – ten zamiast się rozszerzać, gwałtownie się kurczy. Dochodzi do entropii i czas zaczyna się cofać.
Matka, mamusia, mateńka…
Ona mi pierwsza pokazała księżyc
i pierwszy śnieg na świerkach,
i pierwszy deszcz.
Byłem wtedy mały jak muszelka,
A czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.
(Konstanty Ildefons Gałczyński)
Tak o swojej mamie pisał przed laty Konstanty Ildefons Gałczyński. Obchodzony co roku 26 maja Dzień Matki to wyraz szacunku dla wszystkich matek. W tym dniu są one zwykle obdarowywane laurkami, kwiatami oraz różnego rodzaju prezentami. To święto ma na celu okazanie matkom szacunku, miłości, podziękowania za trud włożony w wychowanie. Postać matki kojarzy się z beztroskim dzieciństwem, jest symbolem miłości, bezpieczeństwa, domu. Bycie matką najczęściej łączy się z jednoczesnym przeżywaniem radości i doświadczaniem cierpień, troskami, wielkimi nadziejami związanymi z dziećmi, ale też niepokojami o ich los. Macierzyństwo to wielkie powołanie i wyzwanie, któremu coraz trudniej przychodzi sprostać współczesnym kobietom... . A jaką Ty jesteś matką? Jak czcisz swoją matkę?
Litania polska 2019 - wyborcza
czyli "Cokolwiek… jednemu z tych małych, mnieście uczynili".
"W naszym niedoskonałym świecie jest jak najbardziej możliwe pójść z człowiekiem na piwo, po czym wylać na niego zawartość kufla, rozbić kufel o podłogę i siedzieć spokojnie, i patrzeć prosto w oczy, a potem powiedzieć, że kufel jest cały, a piwo sam wypiłeś!" - pisze ks. Piotr Niewiadomski, który ułożył litanię ze słów, które padają z ust katolików w Polsce (w tym także księży) i... zestawił je z Biblią. Efekt szokuje. Ps. Piszę to, aby ktoś, kto uważa, że pewne słowa już się wypaliły, złudzenia skończyły, a litanie rozbiły z wielkim hukiem o rzeczywistość, lub o Biblię, nie zdziwił się zbytnio, gdy okaże się odwrotnie. Może wtedy, jak wszyscy zapłaczemy, dołączy do nas Matka Boża na wszystkich Swoich obrazach…
Grażyna Brodzińska
Błysk w oku, piękny uśmiech, Ma coś z trzpiotki, gdy żartuje i wybucha śmiechem. – Najbliższa mojej osobowości jest Adela z „Zemsty nietoperza”: iskierka, pełna radości – mówi dźwięcznym głosem. Mariaż wdzięku, elegancji, scenicznej charyzmy, talentu i pracowitości sprawia, że o Brodzińskiej mówi się: kobieta-instytucja. W Polsce w zasadzie nie ma śpiewaczek, które mogłyby z nią konkurować. „Aria ze śmiechem” w jej wykonaniu to majstersztyk, także aktorski. Jest wszechstronna – jeździ po Polsce i świecie, śpiewając arie operetkowe, operowe, piosenki musicalowe, nawet te charakterystyczne. W Tarnowie zabrała nas w podróż do magicznego świata musicalu, prezentując widowisko multimedialne „Magiczny Hollywood”, w którym artystka nie tylko śpiewa, ale też tańczy i nawiązuje świetny kontakt z zachwyconą nią widownią. Znakomita, młoda orkiestra. Dużo tańca. Kapitalne efekty świetlne i pirotechniczne. Na telebimach filmowy komentarz do scenicznych wydarzeń. Jej czwartkowy koncert (23 maja godz. 19) w Centrum Sztuki Mościce z udziałem gości specjalnych Malwiny Kusior, Marcina Jajkiewicza oraz Marcina Wortmanna w towarzystwie COSMA BAND oraz 2 par z krakowskiej formacji tanecznej, z dużą kulturą sceniczną poprowadzony przez Karolinę Wójs, już teraz uznany został za jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych roku w Tarnowie. Najlepiej świadczył o tym komplet widzów na sali widowiskowej CSM, żywiołowo reagującej na każdego z wykonawców i na końcu nagradzając cały zespół owacją na stojąco, domagających się bisów i długo nie chcących przyjąć do wiadomości, że to już koniec.
TANGO
czyli Tarnowski Teatr im. Ludwika Solskiego zaprasza do tańca
Dramat Sławomira Mrożka liczy sobie ponad pół wieku - dywaguje Katarzyna Cetera. Tekst został opublikowany po raz pierwszy w 11. numerze „Dialogu” w roku 1964, a prapremiera odbyła się już rok później w Teatrze Polskim w Bydgoszczy (reż. Teresy Żukowskiej) – ale zaraz potem spektakl zaprezentowano w Warszawie (Erwin Axer) w Krakowie (Jerzy Jarocki) i w Belgradzie (Miroslav Belović). TANGO było pierwszą sztuką, którą Mrożek napisał po opuszczeniu kraju. Tekst jest już zatem wiekowy – a więc także jego adaptacje sceniczne będą „po przejściach”. Sztukę zdjęto ze scen polskich już w 1968 r. na skutek interwencji cenzury (Mrożek był łaskaw na łamach prasy zagranicznej wypowiedzieć się bowiem przeciwko interwencji zbrojnej wojsk sowieckich w Czechosłowacji), ale – niestety dla cenzorów - jego adaptacje cieszyły się sporą popularnością za granicą: spektakl Erwina Axera grany był w Düsseldorfie ponad dwieście razy, z sukcesem prezentowano TANGO również na Berlińskim Festiwalu Teatralnym i Festiwalu Teatralnym we Florencji. Furorę wywołało także w Nowym Jorku (przedstawienie w reżyserii Heinza Engelsa grano tam przez dwa lata) – nie mówiąc o Helsinkach, Genui, Hajfie i Londynie (Royal Shakespeare Company już w 1966 r). Popularność zagraniczna utrzymywała się również w latach 90. XX wieku; źródła głoszą, że w pierwszej połowie tamtej dekady prawa do wystawienia TANGA udzielono 24 teatrom poza Polską.
Michał Bajor
Dobrze, że jest. Jego wieloletnia obecność na polskiej scenie muzycznej daje nadzieje. Potwierdza, że piosenka literacka rodem z krainy łagodności, pomimo swej niszowości jest ważna i potrzebna kolejnym pokoleniom. W powszechnej opinii to najlepszy aktor wśród piosenkarzy i najlepszy piosenkarz wśród aktorów, prawdziwy fenomen i guru piosenkarskiej młodzieży. Pomimo, że przekroczył już 60. jest w znakomitej formie artystycznej. Nagrywa kolejne płyty i koncertuje wypełniając największe sale koncertowe. Można się było o tym przekonać w ostatnią sobotę 19 maja w Centrum Sztuki Mościce, gdzie mistrz dał porywający recital przy wypełnionej do ostatniego miejsca sali, która zgotowała mu owacją na stojąco. Jego wizyta w Tarnowie, po jak sam wyznał po ponad 20. przerwie, była elementem trasy koncertowej promującej ostatni dwuczłonowy album opatrzony wymownym tytułem „Od Kofty… do Korcza" wydanej przez wytwórnię Sony Music. To niejako podsumowanie kilkudziesięciu lat przygody aktora z piosenką i jednocześnie dwudziesta płyta w jego dorobku nagraniowym (nie licząc pocztówki z 1973 roku). A skąd tytuł? Kofta, bo między innymi od jego pięknych i poetyckich tekstów zaczęło się na poważnie moje śpiewanie. A Korcz, bo tak kapitalnie utrafił w moją muzyczną osobowość, że od dawna nosiłem się z zamiarem nagrania naraz jego muzycznych, dla mnie napisanych perełek. Artyście towarzyszył 4 osobowy zespół wspaniałych muzyków.