W niedzielę 7 października 1571 roku na Morzu Jońskim, nieopodal greckiego miasta Lepanto, olbrzymie floty katolików i muzułmanów starły się w największej w dziejach batalii morskiej. Właśnie mija 451 rocznica tamtej wiktorii, kiedy to państwa Świętej Ligi skupione wokół Państwa Kościelnego pokonały flotę Imperium Osmańskiego. W bitwie wziął udział, i to pomimo trapiącej go gorączki, Miguel de Cervantes y Saavedra, przesławny autor Don Kichota. W walce stawał z nadzwyczajną odwagą. Otrzymał dwa postrzały w pierś, a zdruzgotana lewa ręka do końca życia pozostała niesprawna. Potem pisał o „najszczytniejszej potrzebie, jaką widziały wieki przeszłe i obecne, i jaką przyszłe mają nadzieję oglądać” oraz: „Chrześcijanie, którzy tam zginęli, byli nawet szczęśliwsi od tych, którzy pozostali przy życiu jako zwycięzcy”. Papież Pius V ogłosił w 1572 roku ten dzień świętem Matki Bożej Zwycięskiej. Rok później, decyzją papieża Grzegorza XIII zmieniono nazwę na Święto Różańca. Papież Klemens XII w 1716 roku nakazał świętowanie tego dnia Kościołowi na całym świecie, jednocześnie przeniósł świętowanie tego dnia na pierwszą niedzielę października. W 1913 roku Pius X przywrócił święto na 7 października. Od 1969 roku, decyzją Pawła VI, 7 października obchodzone jest święto Najświętszej Maryi Panny Różańcowej.
Fala obmyła mu stopy, ale on nie zwrócił na tu uwagi. Sułtan Selim II, władca Imperium Osmańskiego, aspirujący do miana „pana całego świata”, trwał na morskim nadbrzeżu, pogrążony w rozmyślaniach. Wpatrywał się w dal, ku zachodowi.
Gromada dostojników, stojących opodal, czekała w nabożnym skupieniu, jedynie od czasu do czasu szeptem wymieniając uwagi. Nagle sułtan odwrócił się do morza plecami, ukazując poddanym swe oblicze. Dygnitarze zamarli, bo na twarzy władcy malował się strach. Zaraz potwierdziły to wypowiedziane słowa – Selim obawiał się o los floty wojennej, wysłanej przeciw giaurom. Dostojnicy pospieszyli z uspokajającymi zapewnieniami. Toż rzeczona armada nie miała sobie równych w całej dotychczasowej historii świata! Prawie trzysta okrętów, dziesiątki tysięcy żołnierzy, marynarzy i galerników, siedemset pięćdziesiąt dział. Czyż nie dowodził nią doświadczony admirał Ali Pasza? Jakaż ziemska moc mogłaby oprzeć się takiej potędze?
Sułtan w roztargnieniu wsłuchiwał się w ten krzepiący gwar. Niepokój nie opuścił go, drążył jego duszę niczym kornik drzewo. Kiedy Selim odezwał się znowu, jego słowa zmroziły krew w żyłach wszystkich obecnych. Władca miał świadomość przewagi swoich sił morskich. Nie trapiła go myśl o okrętach i mieczach chrześcijan. „Pana całego świata” przyprawiała o lęk moc modlitw rzymskiego papieża.
Człowiekiem, którego tak obawiał się sułtan był papież Pius V. Ów niegdysiejszy inkwizytor, powołany na Tron Piotrowy w roku 1566, dał się poznać jako jeden z najwybitniejszych przywódców wspólnoty katolickiej, a przy tym niezłomny obrońca Wiary.
Swój pontyfikat poświęcił odnowie Kościoła w duchu postanowień Soboru Trydenckiego. Okazał się sprawnym administratorem. Niestrudzenie zwalczał herezje, uczynił też wiele, by podźwignąć ówczesny świat z moralnego bagna. Zaostrzył dyscyplinę kościelną, surowo karząc duchownych winnych występków. Mnichów łamiących zasady życia klasztornego wypędził z Wiecznego Miasta. Wydał wojnę bezkarnemu dotąd nierządowi – pochwycone ladacznice były publicznie chłostane.
Pius wykazał się także w polityce zagranicznej, doprowadzając do pojednania skłóconych mocarstw europejskich i skierowania ich energii przeciw narastającemu zagrożeniu ze strony wojującego islamu. Kiedy w roku 1570 Turcy najechali i podbili Cypr (w samej Nikozji wyznawcy Proroka dokonali potwornej rzezi 20 000 wyznawców Chrystusa), papież podjął starania o powołanie sojuszu obronnego państw chrześcijańskich – Ligi Świętej.
Papież nie zaniedbywał działań na żadnym polu, wszakże najbardziej wierzył w moc modlitwy. Jako gorliwy czciciel Najświętszej Marii Panny, szczególnie gorąco propagował Różaniec. Nazywał go „honorową odznaką chrześcijańskiej pobożności” i „legitymacją naszej wiary”. Kiedy chrześcijańskie wojska szykowały się do rozprawy z Turczynem, powierzył je opiece Matki Bożej, a wiernych wezwał do modlitwy różańcowej w intencji zwycięstwa.
W sierpniu 1571 roku w Messynie zgromadziła się flota chrześcijan. Stawiły się tu eskadry Państwa Kościelnego, Królestwa Hiszpanii, Republik Wenecji i Genui, Księstwa Sabaudii oraz Zakonu Kawalerów Maltańskich. Wodzem obrano księcia Juana de Austria, syna cesarza Karola V, wsławionego zgnieceniem muzułmańskiej rebelii w Grenadzie.
Chrześcijanie chcieli odwojować Cypr. Nie można było o tym myśleć bez wcześniejszego rozgromienia morskich sił muzułmanów. Flota wyznawców Proroka zakotwiczyła w porcie warownym Lepanto u ujścia Zatoki Korynckiej. Tam też podążyła armada księcia Juana. Dotarła na miejsce w niedzielny poranek 7 października.
Okręty chrześcijan płynęły w formacji o kształcie krzyża, zmagając się z przeciwnym wiatrem (muzułmańskie w kształcie półksiężyca). Na maszcie galery flagowej Juana de Austria, Real di Spagna, powiewała wielka, błękitna chorągiew z Jezusem Ukrzyżowanym. Na pokładach okrętów panował nastrój religijnego uniesienia, choć wszyscy obecni mieli świadomość, iż wielu z nich nie dożyje zmroku. Żołnierzom i marynarzom rozdano medaliki i różańce. Kapelani spowiadali wojsko, błogosławiąc je na bój. Odmawiano modlitwę różańcową. Wielu żołnierzy utrzymywało potem, że widzieli Matkę Bożą błogosławiącą im z nieba.
A w dalekim Rzymie, w kościele Santa Maria sopra Minerva, Ojciec Święty Pius V wraz z licznymi duchownymi i świeckimi błagał na klęczkach Maryję Różańcową o pomoc w odparciu bisurmańskiej nawały.
Obie strony zgromadziły ogromne siły. Flota Ligi Świętej liczyła 212 galer i galeasów, które miały na pokładach 41 000 marynarzy i żołnierzy oraz 1 815 dział. Turcy wystawili 286 galer i galeotów, z 47 000 żeglarzy i wojaków oraz z 750 działami. Nadto w obu zespołach służyło po kilkadziesiąt tysięcy wioślarzy. Muzułmanie mieli przewagę liczebną, chrześcijanie górowali siłą ognia. Historycy szacują, że w niedzielny ranek opodal Lepanto zgromadziło się 70 procent galer wojennych, jakie pływały wówczas po Morzu Śródziemnym. Gdy obie armady rozwinęły szyk, utworzyły front o szerokości czterech mil morskich.
Bitwa trwała na całym odcinku morskiego frontu. Na lewe skrzydło chrześcijan, na zgrupowane tu okręty weneckie admirała Agostina Barbarigo runęła eskadra Sirocco Mehmeda paszy. Na prawej flance Kawalerowie Maltańscy, Hiszpanie i Genueńczycy, dowodzeni przez admirała Jana Andrzeja Dorię, przyjęli na siebie uderzenie eskadry Ułudża Alego, beglerbeja (gubernatora) Afryki. W centrum jednostki hiszpańskie, weneckie i papieskie stawiły czoła głównym siłom wroga.
Okręty zasypywały się nawzajem gradem pocisków artyleryjskich. Armatnie kule wybijały w burtach dziury na ogół niedostatecznie wielkie, by zatopić jednostkę, jednak za każdym razem wyszarpując obłok drewnianych odłamków skutecznie rażących załogę. Morderczą pracę wykonywali muszkieterowie, arkebuzerzy, łucznicy i kusznicy. Wiosła galer łamały się, gdy okręty zderzały się burtami bądź mijały w minimalnych odległościach. Raz po raz podejmowano próby taranowania i abordażu. W ruch poszły piki, topory, miecze; zabijano się z pomocą noży, gołych dłoni i zębów – na pokładach okrętów, także na kadłubach przewróconych galer, nawet w wodzie. Grzmot wystrzałów armatnich i palba z broni ręcznej niemal utonęły we wrzasku walczących i jęku rannych.
Dokonywano czynów nadludzkich. Sycylijczyk Federico Venusta zapalił lont granatu ręcznego, po czym wziął szeroki zamach, zamierzając cisnąć pocisk w tłum pohańców. Przedwczesna eksplozja rzuciła nim o pokład. Gdy podźwignął się na nogi ujrzał, że jego lewa dłoń zmieniła się w bezkształtną, krwawiącą miazgę. Federico zażądał od towarzysza, aby odciął mu okaleczoną dłoń. Gdy ten, zszokowany, odmówił – Federico dobył noża i sam dokonał amputacji. Następnie, zataczając się, udał się do kambuza, pochwycił tuszę smażącego się kurczaka, przycisnął ją do kikuta. Wrzący tłuszcz skauteryzował ranę. Federico natychmiast powrócił do walki, „głośno wrzeszcząc na swą prawą rękę, aby pomściła lewą”.
Innemu żołnierzowi turecka strzała utkwiła w oku. W zgiełku walki nie mógł liczyć na niczyją pomoc, towarzysze mieli pełne ręce roboty. Nie zważając na potworny ból, ranny sam wyszarpnął grot wraz z gałką oczną, potem obwiązał głowę jakąś szmatą, hamując krwotok. Walczył dalej.
Flagowa galera Kawalerów Maltańskich, pomalowana w czarny żałobny kolor Capitana, została przejściowo zajęta przez wroga. Załogi innych okrętów Ligi rzuciły się z odsieczą. Po zajadłym boju odwojowały Capitanę. Na jej pokładzie, obok góry poległych bisurmanów, spoczywały zwłoki trzystu joannitów. Znaleziono także trzech żywych – nieprzytomnych, okrytych ranami. Wśród ocalałych był chorąży Don Martin de Herrera, który do ostatka nie chciał oddać wrogowi sztandaru – turecki żołnierz odciął więc dzielnemu Aragończykowi rękę wraz z połową barku.
Czterdzieści lat wcześniej w dalekim Meksyku, na wzgórzu Topeyac, Matka Boża objawiła się Indianinowi, świętemu Juanowi Diego. Widomym znakiem spotkania był wizerunek Maryi uwieczniony na tilmie (pelerynie) tubylca. Arcybiskup Meksyku, Don Fray Alonso de Montúfar nakazał sporządzenie kopii obrazu, którą następnie dotknięto oryginalną tilmą św. Juana Diego, a potem wysłano w darze królowi Hiszpanii Filipowi II. Władca przekazał kopię wizerunku admirałowi Janowi Andrzejowi Dorii wyruszającemu pod Lepanto.
Na lewym skrzydle poległ wenecki admirał Barbarigo. Zastąpił go Marco Contarini, ale i on wkrótce odebrał śmiertelną ranę. Mimo to Wenecjanie zepchnęli eskadrę Sirocco Mehmeda paszy na mielizny, gdzie uległa zagładzie. Sirocco pasza padł pod ciosem szabli.
Na przeciwległym krańcu pola bitwy Maltańczycy, Hiszpanie i Genueńczycy otoczyli eskadrę Ułudża Alego. Stary korsarz najwyraźniej miał już dosyć. Zebrawszy wokół siebie ocalałych mołojców, przebił się przez pierścień giaurów i uszedł na pełne morze.
Wreszcie, w czwartej godzinie bitwy, bezimienny hiszpański arkebuzer wziął na cel Alego Paszę. Turecki admirał runął na deski pokładu. Jakiś chrześcijanin dopadł powalonego i uderzeniem miecza odciął mu głowę. Wbrew rozkazowi Juana de Austrii, głowę Alego zatknięto na wysokiej pice. Ten widok odebrał pohańcom wolę walki. Zaczęli pierzchać lub składać broń. Jedynie wyborowe oddziały janczarów, wierne swemu kodeksowi honorowemu, walczyły do końca.
Kiedy bitwa wygasała, w dalekim Rzymie trwała jeszcze procesja bractw różańcowych z obrazem Matki Bożej Śnieżnej. Wieczorem Pius V rozmawiał z zaufanymi w bibliotece na Watykanie. Temat mógł być jeden – odległy bój o przyszłość świata. Nagle papież podszedł do okna, chwilę stał wpatrzony w dal, po czym odwrócił się do zgromadzonych. Jego oblicze jaśniało szczęściem. Oświadczył, że miał wizję dwóch walczących flot, z których jedną okryła swym płaszczem Matka Boża. Zebrani wysłuchali tych słów z szacunkiem, choć zapewne trawiły ich ludzkie wątpliwości. Dwa tygodnie później do Rzymu dotarli posłańcy z wieścią o zwycięstwie.
Pogrom wroga był całkowity. Zginęło 25 000 wyznawców Proroka, 3 486 wzięto do niewoli, uwolniono 12 000 chrześcijańskich galerników. Zdobyto 130 okrętów tureckich, zatopiono zaś 80. Straty Ligi Świętej wyniosły 7656 poległych oraz 17 okrętów.
Niestety, efekty wiktorii mogłyby okazać się większe, gdyby nie kunktatorska polityka weneckich kupców, szukających porozumienia z Imperium Ottomańskim w imię doraźnych interesów.
W rzeczywistości bitwa pod Lepanto miała długofalowy efekt, widoczny dopiero dla następnych pokoleń. Okazał się nim nieodwracalny koniec przewagi tureckiej na morzach. Wprawdzie w ciągu dwóch lat słudzy sułtana zdołali odbudować równie liczną flotę, ale nie mieli kim zastąpić tysięcy doświadczonych żeglarzy utraconych na Morzu Jońskim. Ten krytyczny moment zadecydował o przegranej Imperium Osmańskiego w mocarstwowym wyścigu z Portugalią na Oceanie Indyjskim, co równało się zablokowaniu furtki do ekspansji światowej.
Ojciec Święty Pius V jako dowód wdzięczności wprowadził w całym Kościele święto Matki Bożej Zwycięskiej (dziś: Różańcowej), obchodzone w dniu 7 października. Papież zmarł w opinii świętości w następnym roku, w maryjnym miesiącu maju. W stulecie śmierci został ogłoszony błogosławionym, zaś po kolejnych 40 latach – świętym. Rangę testamentu mają jego słowa: „Pragniemy szczególnie, aby nigdy nie zostało zapomniane wielkie zwycięstwo uzyskane od Boga przez zasługi i wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny w dniu 7 października 1571 roku, odniesione w walce przeciw Turkom, nieprzyjaciołom wiary katolickiej”.
Za: Andrzej Solak (www.pch24.pl)