
czyli
Wielki powrót
Jeden z najważniejszych spektakli polskiej sceny niezależnej powraca po paru latach przerwy na deski Teatru Nie Teraz, mając na swoim teatralnym liczniku ponad sto prezentacji w całej Polsce. Tysiące widzów i niezwykłych spotkań podczas podróży z tym przedstawieniem; również spotkań z bezpośrednimi świadkami banderowskiego ludobójstwa na Polakach, które miało miejsce na ziemiach południowo-wschodniej Polski w latach 1939 – 1947.

Premiera tego kanonicznego dla TNT spektaklu miała miejsce w roku 2011. W roku 2022, wszystkie wcześniej domówione terminy były odwoływane przez organizatorów (m.in. przez Instytut Pamięci Narodowej). Podobno „nie wypadało” tej sztuki pokazywać ludziom. Polacy dobrze pamiętają, jak to „nie wypadało” mówić prawdy o Katyniu, a teraz doczekaliśmy, że „nie wypada” o rzezi wołyńskiej zgotowanej nam przez ukraińskich nazistów.
Tymczasem „Ballada o Wołyniu”, oprócz niezaprzeczalnych wartości artystycznych, czego dowodem są m.in. liczne recenzje, w swej warstwie fabularnej jednoznacznie oddziela Ukraińców od banderowców i pokazuje różnicę pomiędzy mordercami, a „sprawiedliwymi sąsiadami”. Mamy przekonanie, że dzisiaj, po trzech latach operacji specjalnej Rosji na Ukrainie i obecności milionowej ukraińskiej diaspory w Polsce, to przedstawienie jest więcej niż potrzebne.

TNT wraca do swego dzieła w nieco odmiennym składzie aktorskim. W próbach wznowieniowych, które właśnie rozpoczęliśmy w naszym Ośrodku Praktyk Artystycznych w Rudzie Kameralnej, biorą udział: Aleksandra Pisz (Tarnów), Anna Warchał (Kraków) oraz debiutująca w TNT Zofia Stachowiak (Poznań). Próby prowadzi autor scenariusza i reżyser „Ballady o Wołyniu”, Tomasz A. Żak.

Pierwsze prezentacje planujemy już w lipcu, około 11. dnia tego miesiąca, a więc Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa. O datach i miejscach pokazów będziemy informować.
Na pewno najpierw zobaczą nas widzowie w naszym rodzimym Zakliczyńskie Centrum Kultury ale również w Muzeum Armii Krajowej im. gen. Emila Fieldorfa „Nila” w Krakowie.

A tak o samym spektaklu pisała na łamach „Naszego Dziennika” znana krytyczka teatralna Temida Stankiewicz-Podhorecka:
W kulturze europejskiej najważniejszy jest Bóg. Naszą Europę ukształtował katolicyzm, a więc wiara w mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Jedyną świętą księgą jest Biblia. Jedynym prawem jest Dekalog. A teatr jest po to, aby zmieniać świat na lepsze. Jeśli teatr ma zmieniać świat, to jego twórcy muszą najpierw zmienić siebie. A te wszystkie zmiany muszą uszanować jedną fundamentalną zasadę – nie dopasowuje się Boga do czasów nam współczesnych, to my, współcześni, mamy się dopasować do Boga i Tradycji, która jest związana z naszą wiarą i wszelkimi przejawami chrześcijańskiego kultu. Tak jak czynili to nasi przodkowie.
Takie wyznanie to dzisiaj naprawdę wielki akt odwagi. Tomasz Antoni Żak jest potomkiem patriotycznej polskiej rodziny wołyńskiej, czego echa znajdujemy właśnie przedstawieniu „Ballada o Wołyniu”, którego premiera odbyła się w 2011 r. Mówi ono o ludobójstwie (holokauście) dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich na polskiej ludności podczas II wojny światowej. Temat ten na scenie teatralnej pojawił się dopiero dzięki Żakowi, który ma odwagę i nie zważa na cenzurę poprawności politycznej. Żaden ze znanych teatrów instytucjonalnych Warszawy, Krakowa, Wrocławia czy Gdańska, finansowanych sowicie z naszych podatków, nie był zainteresowany tym trudnym problemem. W czasach PRL-u stanowił on tabu ze względu na tzw. bratnią przyjaźń ze Związkiem Sowieckim, a po 1989 r., już w wolnej Polsce, też nie wolno było o tym mówić ze względu na unioeuropejski dyktat poprawności politycznej oraz dobrosąsiedzkie relacje z Ukrainą. W obecnej sytuacji wojennej może niezręcznie jest o tym mówić, ale aby relacje polsko-ukraińskie mogły układać się prawidłowo należy stanąć w prawdzie.

Będąca nadal w repertuarze teatru „Ballada o Wołyniu” jest nie tylko wybitnym wydarzeniem artystycznym, ale pełni niezwykle ważną misję społeczną, edukacyjną, historyczną i moralną. Przedstawienie ma w pewnym sensie cechy spektaklu dokumentalnego, ukazane wydarzenia są prawdziwe, oparte na faktach. Reżyser i autor scenariusza Tomasz Antoni Żak wykorzystał zarówno wątki fabularne znanej powieści Włodzimierza Odojewskiego „Zasypie wszystko, zawieje”, fakty zawarte w dokumentach i świadectwach ludzi, którzy niemal cudem uszli wówczas z życiem, jak i świadectwa rodzinne. Dziadkowie Tomasza Antoniego Żaka pochodzili z Włodzimierza Wołyńskiego, ich pamięci zadedykował on swoje przedstawienie.
Spektakl rozpoczyna przejmujący prolog. Wchodzący na zaciemnioną widownię słyszą płynący z głośnika męski głos, który jednostajnym rytmem wyczytuje nazwiska, wiek i miejsce śmierci pomordowanych Polaków. Lista jest ogromnie długa, a rozpiętość wieku ofiar od niemowlaków po starców. Brzmi to jak wywoływanie ich do pośmiertnego stawienia się na apelu. Wielkością tematu i głębią wymowy przedstawienie przypomina tragedię antyczną, ale w warstwie inscenizacyjnej jest bardzo skromne. Punkt ciężkości spoczywa na słowie. Historię rzezi wołyńskiej poznajemy przez wspomnienia dwóch Polek i Ukrainki, które jako dzieci widziały na własne oczy i doświadczyły okrutnych wydarzeń. Zapamiętane przez nie tragiczne obrazy są nie do wymazania – odrąbywanie siekierą głów, rąk, nóg, wydłubywanie oczu, obcinanie piersi ,rozpruwanie brzucha kobietom w stanie błogosławionym, wyciąganie dziecka i zadeptywanie go, zdzieranie skóry z żywego człowieka i wiązanie jej potem do drzewa na pastwę ptaków i owadów.

Te wstrząsające obrazy są najprawdziwszą prawdą. Każda z kobiet trzyma w ręku zniszczoną gałgankową lalkę, która symbolizuje ich radosne dzieciństwo brutalnie przerwane przez rzeź wołyńską. Ból bólów nie skończył się wcale z upływem czasu. Wiele lat później, w śledztwie prowadzonym z powodu licznych zgłoszeń Polaków, którym udało się ocalić życie i którzy domagają się ukarania znanych z imienia i nazwiska ukraińskich zbrodniarzy, trzy kobiety powracają do wspomnień. Są świadkami przesłuchiwanymi w tamtej sprawie przez polskich funkcjonariuszy. Tym razem dramat tkwi w tym, że nikt im nie wierzy, bo nie ma po temu woli politycznej. Śledztwo zostaje umorzone – jest wina, ale nikt nie poniesie kary. Reżyser, umieszczając w trzyosobowej obsadzie także Ukrainkę, pokazuje, że nie wszyscy Ukraińcy popierali eksterminację Polaków. Bohaterka przedstawienia uratowała jako dziewczynka swą polską przyjaciółkę. Kiedy wiele lat po wojnie chciała ją odwiedzić, wizy do Polski nie otrzymała. Przedstawiając w polskim konsulacie swoje świadectwo o holokauście dokonanym na Polakach przez Ukraińców, usłyszała od urzędnika, że postąpiła nierozważnie.

„Balladę o Wołyniu” cechuje świetna koncepcja inscenizacyjna i takież aktorstwo. w premierowej obsadzie wystąpiły Ewa Tomasik i Magdalena Zbylut-Wiśniewska. Obie w rolach Polek, a Agne Muralyte z Wilna zagrała Ukrainkę. Później następowały zmiany w obsadzie: Aleksandra Pisz, Agnieszka Winiarska, Anna Warchał, Monika Szomko i Zofia Stachowiak.
Korzystałem z materiałów TNT
Ryszard Zaprzałka

















