
Coś takiego jest w ludziach, że wciąż oczekują na „koniec świata”. Każda epoko, ba – każde pokolenie chce mieć swój taki „koniec”. Dzisiaj słyszymy, że zbliżające się wybory prezydenckie zadecydują o tym, czy Polska w ogóle jeszcze będzie, czy znów, jak z końcem XVIII wieku zacznie znikać z mapy świata. A przecież – przypomnijmy sobie: tę „melodię” grają nam co sezon wyborczy. I jest dokładnie tyle warta, co reklamy epatujące przedrostkiem „naj”, czy medialne pompowanie „wystruganych z banana” autorytetów. Tymczasem życie prawdziwe nie chce umierać bukując bilet na rejs kolejnego „Titanica”.

Sposób rządzenia zwany demokracją zawsze obiecuje elektoratowi więcej niż to jest możliwe w rzeczywistości, bo na tym ten system polega. I pomimo kolejnych i kolejnych niedotrzymanych przedwyborczych obietnic, ludzie wciąż głosują na „obiecanki-cacanki” i na tych samych „obiecywaczy”. Po kilku sezonach takiego „politycznego teatru” w wyborcach utrwaliło się już to fałszywe przeświadczenie, że są „naj”. Jeszcze gorzej jest z aktorami tej sceny, czyli „wybierańcami”, których demokracja „dopuści” do choćby fragmentu władzy… Bo przecież może nie dopuścić, jak ostatnio w Rumunii, czy we Francji…
Proces liberalnej demokratyzacji, a więc ciągłe równania w dół (w każdej dziedzinie życia!), powoduje, że „wybierańcy” – tu proszę wybaczyć bezpośredniość – są nie tylko coraz bardziej zakłamani (co przecież wiemy), ale przede wszystkim coraz głupsi (czego wiedzieć nie chcemy). A jeżeli są – grzeczniej to ujmując – mniej mądrzy, to znaczy, że ci wszyscy parlamentarzyści, ministrowie, członkowie zarządów spółek skarbu państwa itd. nie tylko święcie wierzą w demokrację, ale także w to, że władza, którą dostali w efekcie kolejnego emocjonalnego wzmożenia głosujących; że ta władza będzie już dla nich na zawsze. To musi u takich „polityków” i „menadżerów” owocować pychą i zapomnieniem, skąd komu nogi wyrastają, a w efekcie brakiem zgody na utratę władzy, na „odrywanie od stołka”. Wyjątki, choć z każdą kolejną demokratyczną kadencją jest ich mniej, tylko potwierdzają tę regułę.

Ileż to już razy w III RP słuchaliśmy jęków owych „wybierańców-oderwańców”. Okazuje się, że to również jest całkiem dobry powód, aby wieszczono nieuchronną dystopię lub w kontrze do tego jakiś nowy piękny ład. Na ulicach widzimy wtedy zderzające się ze sobą demonstracje: jedne popierające nowych rządzicieli i drugie w obronie tych, którym rządzenie się skończyło. Ludzie maszerują, machają flagami i myślą, że to w interesie kraju, choć tak naprawdę dzieje się to w interesie państwa zarządzanego przez „onych”, dla których jedynym alibi chroniącym przed „kratkami” są kartki wyborcze… Czasami sobie myślę, że tak jak nie ma usprawiedliwienia dla osoby mordującej w afekcie, tak nie powinno się brać pod uwagę głosu wrzucanego do urny, a będącego efektem afektu. Tak zwaną „większość” tworzą profesjonalnie stymulowane afekty (np. sondaże, np. debaty, np. konwencje). No i ludzie zaczynają wierzyć, że państwo, które od dziesięcioleci nie realizuje polskiej narodowej racji stanu; że państwo owych „wybierańców” – ten ich „bantustan”, że to nasz kraj…
Jest w historii Rzeczpospolitej taka rodzina, która nosi nazwisko Koniecpolscy. Pochodzenie tego miana jest wywodzone od końca jakiegoś pola, gdzie powstała miejscowość o tej nazwie. Mówiąc o tym miejscu nad Pilicą, jedni przywołują postać kanclerza króla Władysława Jagiełły, Jana Koniecpolskiego, który od swego władcy w roku 1443 otrzymał prawa miejskie dla swych włości. Inni wspominają postać wielkiego hetmana koronnego, Stanisława Koniecpolskiego (skądinąd mającego w XVII wieku istotny wpływ na rozwój Koniecpola). Przy tej okazji symboliści-defetyści sugerują, że ten żołnierz i zwycięzca w bitwach wygranych w jak najbardziej polskim interesie, swym nazwiskiem antycypował upadek naszej Ojczyzny w czasach I Rzeczpospolitej… Nie uważacie Państwo, że to trochę naiwne i ujawniające kompleksy, jak to złośliwe odnoszenie kaszubskiej nazwy psa do postaci znanego unijnego demokraty…

Niedemokratyczni reprezentanci naszej Ojczyzny sygnowali się nie tyle poparciem tłumów, co swymi czynami, a szczególnie tymi wojennymi, dokonanymi w obronie kraju. One też, owe czyny, bywały inspiracją herbów rodowych i sentencji te herby definiujących. W naszych rozważaniach o „końcu Polski” warto odwołać się tutaj do tego, co zawiera herbowa sentencja (zawołanie) rodu Koniecpolskich: POBÓG. Jest taka hipoteza, że chodzi o rody, które miały chronić polskie ziemie „po Bug”. Ja widzę to tak, że nie tyle idzie o topografię , o rzekę, ale przede wszystkim o to, że w tej nazwie jest BÓG, jako jedyny punkt odniesienia dla wszystkiego, co czynimy. Po drugie mamy tutaj pokorę, bo my wszyscy jesteśmy ważni i wszystko jest ważne, ale dopiero PO BOGU. Taką interpretację uzasadnia też graficzne przedstawienie herbu. W błękitnym polu widzimy srebrną podkowę – oczywiste skojarzenie z koniem, czyli nieodłącznym towarzyszem rycerza w każdej zbrojnej potyczce. Ponad podkową „barkiem do góry stojącą” jest umieszczony „krzyż złocisty”.
Pięknie opisał to w swym „Herbarzu Polskim” Kasper Niesiecki, jezuita, najsłynniejszy polski genealog i heraldyk. Jego opis od razu prowadzi nas tam, gdzie nie ma mowy o jakimkolwiek „końcu”, a tym bardziej naszej Ojczyzny. Stajemy się częścią zwycięskiej historii, którą zaczyna koronacja Bolesława Chrobrego, a przy okazji otrzymujemy jeszcze jedno transcendentne wytłumaczenie nazwy herbu POBÓG.
Posłuchajmy ojca Niesieckiego:
(…) Zagłobczyk (…) mając sobie za hańbę, odmianę starożytnego herbu nakazaną, włożoną od wszystkiego pokrewieństwa na stryja swego, za pewny exces, żeby tę niesławę z siebie i potomstwa swego zwalił, starał się jaką znaczną przysługą to naprawić.

Staranie średniowiecznego rycerza zakończyły się tym, że dotarł do Papieża i otrzymał od niego specjalne listy popierające jego prośbę.
(…) z listami potem papieskimi do Bolesława Chrobrego Króla do Polski wróciwszy, Król pochwaliwszy i potwierdziwszy tę odmianę, herb sam Poboż od pobożności jego nazwał.
Prawda, że różni się to wszystko od statusu rzesz demokratycznych „wybierańców”, a przede wszystkim od ich charakteru i moralności? Oni faktycznie mają przed sobą jedynie drogowskaz z napisem „koniec” i na pewno nie jest to nasza droga.
Tomasz A. Żak
Filmowa wersja felietonu Tomasza A. Żaka „Żak Teraz” – dostępna jest na stronie tarnowskiej telewizji lokalnej STAR.nowa.tv w zakładce „Programy” – „Według Żaka” oraz na FB i YT.
















