
czyli
,,MISTRZOWSKI TURNIEJ NA CZTERY FORTEPIANY”
Podsumowanie konkursu:
,,Muzyka zaczyna się tam,gdzie kończą się słowa’’.
Już trzy tygodnie minęło od zakończenia konkursu Szopenowskiego i wydawać by się mogło, że już okryły się jesiennym cieniem wrażenia konkursowe, skupiając uwagę na innych wydarzeniach. Ale to tylko złudzenie. Gorące spory i refleksje jak nigdy dotąd nie ustają w mediach i uwagach słuchaczy.

Codziennie w Polskim Radio w II programie jest czas poświęcony na rozważania pokonkursowe, które z uwagą notuje w swoim uchu i sercu, porównując uwagi swoje i doświadczenie wynikające z przebiegu konkursu. Mogę swobodnie i bez pośpiechu wyrażać aprobatę lub dezaprobatę słuchając krytyków muzycznych oraz po raz ,,enty’’ przekazu muzyki Szopena, koncertów, ballad, mazurków, sonat i innych znaczących form jego twórczości. Te uwagi, a zwłaszcza końcowe, które będę spinać klamrą w całość wybrzmiałych akordów krytyków i muzyków, znających się oczywiście o wiele lepiej ode mnie na stylu Szopenowskim. Spojrzę na to z perspektywy techniki ale i instrumentów, których było aż cztery oraz tego, jaki to może mieć wpływ na wykonanie i odbiór tego romantycznego brzmienia, w którym można odnaleźć nuty żalu, za niespełnieniem w sferze uczuć ,,Koncert f-mol- napisany dla Delfiny Potockiej”, tęsknotę za Ojczyzną na wygnaniu (,,Mazurki’’), a czasem stanem zdrowia, dramatycznym niedopełnieniem tego, co mógł jeszcze osiągnąć gdyby żył dłużej („Etiuda rewolucyjna”).
Te wszystkie uczucia słyszałam w wykonaniu utworów na różnych fortepianach -dobranych oczywiście przez samych uczestników, ale o tym za chwilę.

I etap zamknęłam już w swoich przemyśleniach pt.,,Białe klawisze’’- wierszem („CON AMORE DLA JANUSZA”), zamykając klamrą okres gdy był On przewodniczącym jury i gdy decyzje o przyznaniu nagród nie ciągnęły się przez całą noc zmuszając dziennikarzy oraz zmęczonych wykonawców do wyczekiwania w ciasnym pomieszczeniu przez 6 godzin.
Nie będę już podawać po raz kolejny werdyktu jury i nazwisk Azjatów na których można połamać język, a które to nazwiska można znaleźć w internecie.

Oczywiście nie mogę pominąć sprawy werdyktu jury oraz pracy tej komisji. Należy zwrócić uwagę na wybór na przewodniczącego jury Garrica Olsona, który jakimś dziwnym (metafizycznym) chyba wyborem znalazł się na czele komisji. Nie dosyć jego lekceważącej postawy podczas trwania koncertów (wstawanie,wiercenie się, demonstracyjna ,,maska’’), nie dość, że nie odczytał końcowego werdyktu, to jeszcze czmychnął gdzie pieprz rośnie, gdy przyszło stawić się na koncert laureatów do sali Wielkiego Teatru i Opery w Warszawie.
I nagrodę zdobył Eryk Lu reprezentujący Stany Zjednoczone. Nikt się nie spodziewał takiego werdyktu a on już tym bardziej… zamknięty w sobie introwertyk, nie okazywał swoich emocji ani nie potrafił wzbudzić jakoś specjalnie sympatii publiczności. Dziwny werdykt, bo zwykle zdobywca pierwszej nagrody otrzymuje również nagrody specjalne czy to za koncert czy balladę, mazurki, sonatę… a tu – żadnej takiej nagrody nie przyznano…więc skąd właściwie zrodziło się to I miejsce? Skoro sama postać Eryka Lu na klawiaturze fortepianu kładąca się długim cieniem na biało czarne klawisze nie wywołała emocji wykonawczych ani na widowni, ani widocznie również u jury to… czyżby tylko ,,maszyna, myślała za szacownych jurorów i przez przypadek po 6 godzinach mozolnej pracy wystukała to pierwsze miejsce…

Od jakiegoś czasu chodziło ugruntowane było przekonanie, że ktoś kto gra Koncert Szopena f moll-nie wygrywa I miejsca … nie wiem dla czego, ale to mi wyjaśnia, że w IV etapie tych 10 -11 wybranych zawsze wybiera koncert e moll. W tym konkursie koncert f moll był grany dwa razy: Eryk Lu z USA oraz Piotr Alexsewicz z Polski.
Ja osobiście wolę koncert f moll, a szczególnie jego II część – Larhetto. Nazwałam tą część ,,Con amore’’ ,czyli ,,Z miłością’’. To był rok 2005 a więc równo 20 lat temu, szczególny okres w moim życiu. Obfituje tyleż w moją aktywność twórczą, rozrośniętą do niepospolitych rozmiarów, co w moje osobiste dylematy i cierpienia duszy. Był to okres osobistego rozwoju duchowego, potrzeby kontemplacji i wypowiedzenia samej siebie poprzez większy kontakt z muzyką sakralną, jak również potrzebą ukrywania moich westchnień duszy w osobności i izolacji.

To te wtedy wzbudziła się we mnie chęć przeżywania poruszeń duszy, a mogłam to osiągnąć tylko poprzez przebywanie w ośrodkach rozwoju duchowego na rekolekcjach zamkniętych w Gródku nad Dunajcem, w Tyńcu, by w końcu znaleźć prawdziwą pustynię u Salwatorianów w Krakowie, gdzie przez wiele lat systematycznie czerpałam natchnienia twórcze co skutkowało pisaniem wierszy , dzienników oraz szukaniem tematów muzyki sakralnej.
Zaczęłam pracę nad ,,TRYPTYKIEM O BOŻYM MIŁOSIERDZIU’’ – była to duża forma muzyczna. Zaangażowana w to była spora grupa wokalistów, recytatorów, trzy chóry oraz orkiestra kameralna. Były tam moje kompozycje Polonez, Hymn Uwielbienia oraz Samotność, którą wykonywała Małgorzata Wyszogrodzka. W tym solowym utworze z towarzyszeniem gitary, fletu i wiolonczeli zawarłam moje cierpienie i ból jaką była wtedy dla mnie moja praca… nie doceniana, nie dowartościowana, całe uczucie zawarłam właśnie w II części Koncertu f mol Szopena. Stanowił on tło do III części Tryptyku we wspaniałych frazach fortepianowej kantyleny Szopenowskiej. Cały Tryptyk o Bożym Miłosierdziu snuł się na motywach zaczerpniętych z Dzienniczka siostry Faustyny.

Niespotykana nigdzie dotąd postać Jezusa i jego rozmowa twarzą w twarz z Faustyną. Dialog Faustyny z Jezusem na tle Con amore koncertu f moll… Rolę Faustyny grała Małgorzata Wyszogrodzka a role Jezusa odtwarzał Grzegorz Janiszewski, aktor Tarnowskiego Teatru, z którym pracowałam przez wiele lat.
Moje impresje konkursowe przy słuchaniu muzyki Szopena, którą uwielbiam mimowolnie nawiązują do przeszłości, bo też ta muzyka i jej cudowne szlachetne przekazy najskrytszych uczuć kompozytora niejako pokrywają się z przeżyciami i postrzeganiem mojej wrażliwej osobowości.
Bożena Kwiatkowska – kompozytor, dyrygent, pedagog.
Tarnów 10.11.2025 (cdn.)

















