
W tym roku mija symboliczna 44. rocznica jej śmierci.
Tak w obozowej nomenklaturze Auschwitz nazywano dyrygentkę jedynej oficjalnie działającej od 1943 roku „w całym przepastnym systemie obozów, gett i więzień stworzonym przez nazistów” kobiecej orkiestry. Pierwszą konduktorką Auschwitz Women Orchestra była, o czym mało kto wie, skromna nauczycielka muzyki z Tarnowa Zofia Czajkowska (1905 – 1978). W Hollywood już dawno temu nakręcili film o tej orkiestrze. Ale nie o Zofii. Po niej kolejnymi dyrygentami orkiestry były same Żydówki. W Polsce przez 70 lat o Zofii nie napisano nic poważnego, nic też nie nakręcono. Za to rząd warszawski hojnie dotuje z naszych podatków „dzieła” antypolskie. Nakręcono m.in. film o prokurator stalinowskiej pt. „Ida”, bestii Wolińskiej, kłamliwe „Pokłosie”, antypolski „Pokot”. O Zofii nikt nie nakręcił filmu, nawet w Tarnowie nic o niej nie wiemy. A mamy chociażby w Tarnowie zdolnego reżysera filmowego Dawida Szparę, który nakręcił już kilka filmów o związanych z naszym miastem ważnych dla naszej historii postaciach. A życiorys Zofii Czajkowskiej to oskarowy temat… No cóż, puki co, nie ma nawet w rodzinnym mieście swojej ulicy! Na szczęście mieliśmy w Tarnowie wybitnego dziejopisa, wytrawnego historyka i strażnika pamięci Antoniego Sypka, który o niej wspomina, m.in. w swoim fejsbukowym diariuszu…

Urodzona 4 sierpnia 1905 roku w Tarnowie, przed wojną była nauczycielką muzyki, chociaż aresztowano ją jako pracownika Krajowej Szkoły Handlowej. Została wzięta do niewoli przez Niemców dnia 19 września 1940 kiedy szkoła zostanie zamknięta. Była przetrzymywana w więzieniu w Tarnowie, gdzie poddawano ją torturom. Zofia Czajkowska miała 38 lat, kiedy została deportowana do obozu koncentracyjnego w Auschwitz 27 kwietnia 1942, jako nieżydowski więzień polityczny.

Rok później została dyrygentem powstającej orkiestry kobiecej liczącej początkowo kilkanaście osób. Podczas swoich czterech miesięcy konduktorowania integruje kobiety na wszystkich poziomach muzycznej edukacji, niektóre niedoświadczone, nawet nie umiejące grać (!), ratując im życie. Nic dziwnego, że Orkiestra prezentuje niski poziom i ma słaby repertuar, co jest przyczyną jej zastąpienia w sierpniu 1943 przez austriacką wybitną skrzypaczkę (wiolonczelistka) Alma Rosé, siostrzenicą znakomitego kompozytora Gustava Mahlera.
A tak w 2018 roku pisał o Zofii Czajkowskiej nasz niestrudzony cicerone Antoni Sypek:
W 1943 w Auschwitz II Birkenau Niemcy wpadli na pomysł, aby w obozie stworzyć Lagercapellen, kobiecą orkiestrę, która miał się produkować przy zagładzie Polaków oraz innych narodowości. Pierwszą dyrygentką orkiestry w 1943 r. została Polka Zofia Czajkowska, przedwojenna nauczycielka muzyki w Tarnowie. Werbowała do orkiestry przede wszystkim młode Polki, którym chciała ocalić życie. Niektóre wcielała do komanda siłą. Na temat orkiestry napisano szczególnie w prasie obcojęzycznej i niepolskiej wiele artykułów. Powstały filmy. Często oskarżano więźniarki-artystki o przywileje obozowe. Dopiero po latach pokazano bohaterstwo artystek obozowych. Niedawno w TVP Historia był film na temat orkiestry z Birkenau. Nie chcę do tego wracać.

Chcę ze wstydem powiedzieć, że w moim rodzinnym mieście, w rodzinnym mieście Zofii Czajkowskiej, po II wojnie profesorki wychowania muzycznego w Liceum Pedagogicznym, nie wiedzieliśmy nic. Nie wiedzieliśmy o tej Niezłomnej Kobiecie, nie pisano o Niej, tworzono nowych bohaterów. Mijałem Ją na ulicy, jako młodzieniec setki razy. Mieszkała w mojej dzielnicy, w tym słynnym dworku nie dworku, obok Kociego Zamku, domku zawalidrogi. Urodziła się w 1905 r. w Tarnowie, jako córka Tadeusza Czajkowskiego, profesora Seminarium Nauczycielskiego. Sama ukończyła Seminarium Nauczycielskie i uczyła w tarnowskich szkodach. Aresztowana przez gestapo przeszła piekło Birkenau. Uratowała wiele kobiet, była odważna. Po II wojnie samotna do śmierci ze swoją traumą…
Post scriptum
Irena Putek
Chodziłam do LP w Tarnowie w latach 1960 -1965 i uczyła mnie muzyki Pani Profesor Zofia Czajkowska miała na ręce nr obozowy. Prowadziła też chór szkolny. Tak mało wiedzieliśmy o Niej. Na moim tablo nie ma jej zdjęcia. Liceum w tym czasie właśnie tak wyglądało. Antoni bardzo dziękuję za tę informację…

Elżbieta Lipa
Pani profesor Czajkowska uczyła w mojej klasie, w Gimnazjum i Liceum Handlowym wf i śpiewu przez 4 lata w latach 1949 do 1952 Prowadziła w tym czasie zespół taneczny i chór w którym tańczyłam ja i kilkanaście dziewcząt z mojego rocznika między innymi Ania Kołodziej, Helenka Srebro, Marysia Kciuk i Zosia Tomaszewska.
Dobrze więc wiem gdzie Pani profesor Czajkowska mieszkała, bo czasem wpadałyśmy do Niej na herbatkę lub w sprawach związanych z zespołem . Rozmawiała z nami o wielu sprawach z historii Polski o których w tym czasie w szkole nie wolno było mówić. A każdego 3-go maja śpiewałyśmy „Witaj majowa jutrzenko” tak głośno jak to tylko było możliwe, chociaż to też było zakazane.

Mieszkała dokładnie w tym domku obok Kociego Zamku, a na wprost Technikum Mechanicznego obecnie VII LO.
Zdjęcie jest zrobione niestety z okresu kiedy zaczęto remontować i rozbudowywać Koci Zamek i równocześnie dokonywać rozbiórki tego domku. Obserwowałam to na bieżąco bo w tym czasie pracowałam w VII LO.
Jestem niestety sentymentalna i tą rozbiórkę obserwowałam z dużą przykrością.

Tak Pani Profesor Zofia Czajkowska czwarta od lewej obok Księdza Profesora Doktora Jana Calińskiego na którego kazania głoszone w tarnowskiej Katedrze przychodziły tłumy młodzieży ze wszystkich szkół średnich, ale to już następna wspaniała Osoba i następna wspaniała historia.

Więźniarskie orkiestry nie były w niemieckich obozach koncentracyjnych niczym rzadkim. Już w 1933 roku, u samego zarania nazistowskiego systemu represji, tak zwane „lagerkapele” powołano w Oranienburgu, Sonnenburgu i Dürrgoy, obozie na południowych przedmieściach Wrocławia. „Inicjatorami założenia przynajmniej części z nich byli komendanci obozów, którzy przez fakt posiadania własnego zespołu chcieli podnieść swój prestiż” – wyjaśnia dr Jacek Lachendro z Muzeum Auschwitz-Birkenau. – „Orkiestry te grały dla komand wychodzących do pracy i wracających do obozu po jej zakończeniu, a w chwilach wolnych dostarczały rozrywki esesmanom i więźniom”. W KL Auschwitz pierwsza więźniarska orkiestra powstała już w grudniu 1940 roku, zresztą na prośby osadzonych. Potem w kompleksie obozowym działało jednocześnie kilka zespołów. Największy liczył w latach 1941-1944 około stu dwudziestu osób.
Zespół – Mädchenorchester von Auschwitz – powołano w kwietniu 1943 roku. Zarządzenie w tej sprawie wydał komendant Franz Hössler. Pomysł wyszedł jednak od nadzorczyni podobozu Birkenau Marii Mandel. Była to jedna z największych sadystek działających w nieludzkiej fabryce śmierci. Przypisuje się jej współodpowiedzialność za śmierć setek tysięcy ofiar, nic więc dziwnego, że więźniarki przezywały ją „Bestią”. Jednocześnie Mandel była wielką melomanką.
„Założenie kobiecej orkiestry złożonej z więźniarek, która grałaby innym więźniom w drodze do komór gazowych, była jej marzeniem” – podkreśla popularyzatorka tematyki obozowej Patrycja Dołowy.
Głównym zadaniem żeńskiej lagerkapeli było granie więźniarkom wychodzącym do pracy i wracającym do baraków. Muzyczki ustawiały się przy bramie obozu bardzo wcześnie, dzięki czemu zwalniano je z udziału w sadystycznych apelach.
Grały często przez wiele godzin bez przerwy, nawet w trakcie ulew i zawiei. Brakowało im instrumentów, nie miały szansy ćwiczyć nowych utworów. Powtarzały więc te same melodie, nawet kilkadziesiąt razy z rzędu.
Tak jak życzyła sobie „bestia” grały też na rampie, w trakcie selekcji. Ich muzyka miała towarzyszyć nieszczęśnikom posłanym na śmierć.
Jedna z członkiń orkiestry, Yvette Assayala, musiała grać nawet, gdy do komory gazowej prowadzono całą jej rodzinę. Anita Lasker wspominała z kolei po latach, że sam „doktor śmierć”, Josef Mengele, kazał grać sobie ulubioną kołysankę Träumerei.
Łącznie przez orkiestrę przewinęło się około 60 muzyczek, w większości bardzo młodych dziewcząt. Pod batutą Almy Rosé były to głównie Żydówki. Muzyka ratowała ich życie. Choć zarazem służyła, zgodnie ze słowami dyrygenta z obozu macierzystego, Szymona Laksa, zabijaniu – „jak cyklon B”.

Chętnych do składu lagerkapelle nie brakowało. Powszechnie wiadomo było, że szanse na przeżycie w obozie zwiększało możliwość pracy w lepszym komando, czyli w administracji, kuchni, przy sortowaniu ubrań i kosztowności przywożonych w transportach.
Nazywano nas „damami z orkiestry”. Miałyśmy prawo do codziennego gorącego natrysku. To był wielki luksus. Inne kobiety mogły to zrobić raz na miesiąc. Kiedy wstawałyśmy rano, mówiłyśmy sobie: nie przeżyjemy do wieczora. Ale gdy przychodził Mengele, mówiłyśmy sobie: zagramy dobrze, bo jeśli któregoś dnia zaprowadzą nas do komory gazowej, to być może będziemy miały ten ostatni przywilej i dostaniemy maksymalną dawkę, żeby jak najmniej cierpieć” – wspomina Violette Jacquet-Silberstein (pseudonim: Violette Ford), śpiewaczka z Birkenau.
Opracował – Ryszard Zaprzałka


















