
TEGO DNIA SOWIECI UDERZYLI TAKŻE W KOŚCIÓŁ NA KRESACH.
Wczoraj, we środę, obchodziliśmy 86. rocznicę ataku Związku Radzieckiego na Rzeczpospolitą oraz Światowy Dzień Sybiraka. 17 września 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na terytorium Polski, która mierzyła się już wówczas z napaścią hitlerowskich Niemiec. Tę datę zna chyba każdy Polak. Był 17 września 1939 roku, kiedy około godziny czwartej nad ranem Związek Sowiecki napadł na Polskę. Taki był efekt tajnego porozumienia z niemiecką III Rzeszą, w ramach paktu Ribbentrop-Mołotow. Nie powinniśmy też zapominać przy tej okazji o tym, iż „Dzień zwycięstwa” nad hitleryzmem Rosja celebruje po dziś dzień, zupełnie zapominając o swojej intensywnej współpracy z Niemcami i o wspólnym rozbiorze Polski podczas II wojny światowej.

Natomiast w oczach przeciętnego Rosjanina, jego kraj, jego rodacy – to „wyzwoliciele” niewdzięcznych Polaków, którzy nie chcą zapomnieć ani katyńskiej zbrodni, ani masowych zsyłek, katowni NKWD, ani anektowania Kresów czy niewoli PRL-u. Ale „Dzień Sybiraka”, od 2013 roku będący oficjalnym świętem państwowym, to nie tylko wiek XX-ty, ale i długi ciąg pokoleń polskich patriotów, wywożonych w głąb Rosji już od XVII wieku. Najpierw byli to jeńcy wojenni, po 1768 roku konfederaci barscy, następnie powstańcy, szczególnie ci z okresu Powstania Styczniowego. I jest coś smutnego w fakcie, że przyjmując rzeszę migrantów czy to z Ukrainy, czy z krajów znajdujących się nawet poza naszym kontynentem, żaden z polskich rządów nie potrafił należycie zadbać o czekających na powrót repatriantów, potomków polskich zesłańców. W sztafecie pokoleń jesteśmy to im winni.

Także i w tym roku władze samorządowe wraz ze Związkiem Sybiraków Oddział w Tarnowie, zorganizowały we środę, 17 września rocznicową uroczystość: o godz. 12 odprawiono w tarnowskiej katedrze mszę święta w intencji poległych i pomordowanych na Wschodzie, po jej zakończeniu uczestnicy przeszli pod Pomnik Ofiar Stalinizmu przy ul. Lwowskiej, gdzie odbyła się uroczystość patriotyczna, połączona ze złożeniem wiązanek kwiatów.

Już od 1 września trwała współpraca Niemców i Rosjan przeciwko Polsce: sowieckie stacje radiolokacyjne naprowadzały naloty bombowców Luftwaffe na Lwów, Białystok, Wilno, Przemyśl oraz na jednostki Wojska Polskiego na wschód od Wisły. Dlatego jest historycznym fałszerstwem używanie takich eufemizmów jak „Armia Radziecka przekroczyła granicę polską” albo „Armia Radziecka wkroczyła”. Nie – nie mówimy przecież, że Wehrmacht wkroczył do Polski, tylko że to Niemcy na Polskę napadły. Tak samo należy określać atak z 17 września: Rosja napadła na Polskę! I nie „radziecka”, tylko „sowiecka”, bo taka była nazwa tego zbrodniczego, totalitarnego i ludobójczego państwa. Autorem planu agresji z 17 września był marszałek Borys Szaposznikow – szef sowieckiego sztabu generalnego. W dwóch rzutach strategicznych uderzyło na Polskę w sumie półtora miliona sołdatów. Do niewoli sowieckiej dostało się około ćwierć miliona podoficerów, oficerów i generałów Wojska Polskiego.

Już pierwszego dnia agresji na Polskę, 17 września 1939 roku, sowiecka bezpieka rozpoczęła akcję mordowania polskiej inteligencji, w tym księży katolickich. Nastał czas strzelania w tył głowy i wywózek na Sybir. Sowieckie władze brutalnie uderzyły w Kościół, zadecydowały o konfiskacie ziemi klasztornej i kościelnej. Ta hekatomba była wynikiem tajnego układu Ribbentrop-Mołotow, zawartego 23 VIII 1939 roku oraz późniejszych roboczych uzgodnień między okupantami – ZSRR i III Rzeszą Niemiecką. Po agresji Armii Czerwonej, Sowieci do ZSSR włączono 50 procent powierzchni przedwojennej Polski zamieszkanej przez 12,5 mln osób. Okupant niemiecki i radziecki umową o „granicy i przyjaźni” zawartą 28 września rozdarli między sobą Rzeczpospolitą granicą wzdłuż rzek Pisy, Narwi, Bugu i Sanu. Na Kresach rozpoczął się czas komunistycznego terroru i zbrodni.

Sowieci dokonując agresji na Polskę argumentowali, że idą z pomocą masom robotniczo – chłopskim uciskanym przez polskich panów i burżujów. Zagarniali polskie ziemie pod pretekstem ochrony ludności radzieckiej, która miała zamieszkiwać na terenach Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy.
„Idziemy nie jako zdobywcy, lecz jako wyzwoliciele naszych braci Białorusinów, Ukraińców i ludu pracującego Polski… Narody Związku Sowieckich Socjalistycznych Republik wyciągnęły do was rękę z bratnią pomocą” napisano w ulotkach propagandowych Rady Wojennej Frontu Białoruskiego. Jak mówi dr hab. Krzysztof Sychowicz, znawca okresu sowieckich represji w Polsce, wszystko to wierutne kłamstwa – „Wkraczająca Armia Czerwona zajmowała tereny ówczesnego województwa białostockiego pod hasłami wyzwalania ich „spod panowania polskich panów”. Już samo to twierdzenie było nieprawdziwe, gdyż cały ten region przed 17 września 1939 roku był zajęty przez Niemców – mówi dr hab. Krzysztof Sychowicz, naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN Białystok.

Przez cały okres pierwszej okupacji sowieckiej, za pomocą NKWD, prowadzono proces eksterminacji ludności polskiej, szczególnie inteligencji, żołnierzy wojny roku 1920, duchowieństwa, ziemiaństwa, fabrykantów i bogatych chłopów. Po odgórnym przyznaniu Polakom obywatelstwa sowieckiego (listopad 1939) powołano do Armii Czerwonej (podczas pierwszej sowieckiej okupacji) około 150 tysięcy naszych rodaków, w tym księży. Tych, których uznano za niegodnych bycia obywatelami ZSSR – tj. od 700 tys. do ponad 1 mln osób (różne szacunki, z powodu braku dostępu do rosyjskich archiwów) w pięciu wielkich transportach, przeprowadzonych w latach 1939 –41, wywieziono na Sybir. Wielu tam ich zmarło z powodu wycieńczenia katorżniczą pracą, chorób i głodu.
Kościół na Kresach tworzyły zasadniczo dwie archidiecezje – Wileńska i Lwowska. Ideologia komunistyczna była z gruntu ateistyczna, dlatego wszelkie przejawy wiary, stawały się obiektem ataku NKWD i innych służb Związku Radzieckiego. Sowiecka okupacja była dla Kościoła czasem strasznego terroru. Zamykano i niszczono kościoły i klasztory, konfiskowano dobra, na parafie nakładano ciężkie podatki, zabraniano modlitwy i odprawiania Mszy św. Ze szkół rugowano religię.

„Religia została usunięta ze szkół. Jej miejsce zajął urzędowy marksizm. Po za tym realizuje się bezbożnictwo, umiejętnie wprowadzając je do wszystkich przedmiotów. Czytałem program bolszewickiego nauczania fizyki. Zlecono w nim z całą siłą szerzenie antyreligijnego, materialistycznego światopoglądu” – pisze ks. Józef Jarzębowski w swoim sprawozdaniu skierowanym do ks. prymasa Augusta Hlonda. Kapłan ten do roku 1941 posługiwał na Kresach i doskonale znał ówczesne sowieckie rządy.
Na mocy sowieckiego dekretu o ziemi z dnia 26 X 1917 r., majątek kościelny stał się własnością państwa radzieckiego. Wspólnoty parafialne chcąc się modlić w kościołach musiały je, za dużą opłatą, wynajmować od państwa. Zagarnięte budynki klasztorne Sowieci przerabiali przeważnie na krwawe więzienia NKWD. Na mocy zarządzenia NKWD z dnia 11 X 1939 r. oraz dyrektywy Zarządu NKWD z dnia 6 VII 1940 r., każdy ksiądz i organista otrzymał swojego „opiekuna” z bezpieki.

W wielu parafiach katolickich księżom zabierano plebanie i domy parafialne, tak że proboszczowie i wikariusze musieli szukać schronienia u parafian. Były też przypadki zlecania ciężkich, przymusowych prac dla duchowieństwa. Gnani byli do wycinki drzew lub budowy dróg. Sowieci, z pomocą konfidentów, zorganizowali siatkę szpiegów, którzy wciąż inwigilowali księży, nasłuchiwali kazań, aby zadenuncjować kapłana. Księżą żyli w ciągłym zagrożeniu aresztowaniem lub nawet zabójstwem. Dlatego parafianie organizowali dyżury, podczas których strzegli swoich kapłanów.
Zaraz po zajęciu przez Związek Sowiecki Kresów Rzeczypospolitej, rozpoczęły się liczne aresztowania księży i osób zakonnych przez NKWD. Jedynie we wrześniu 1939 roku aresztowano 20 duchownych, których NKWD wywiozło bydlęcymi wagonami do łagrów na Sybir. Żywi wrócili tylko nieliczni. Niektórych kapłanów – kapelanów wojskowych, przetransportowano do Kozielska, gdzie wraz z innymi oficerami Wojska Polskiego, gdzie zostali oni zamordowani strzałem w tył głowy. Wielu księży NKWD zabiło również w czerwcu 1941 roku, kiedy to przed wejściem armii niemieckiej (agresja Niemiec na ZSRR) na tereny zajmowane przez Związek Radziecki, z rozkazu Ławretija Berii, szefa NKWD, masowo rozstrzeliwano tzw. więźniów politycznych.

Sowiecka bezpieka karała księży za głoszenie kazań, które uznano za antyradzieckie. „Wypadki aresztowań księży z racji głoszonych kazań zdarzają się raz po raz. Tak aresztowano podczas prowadzenia misji księdza Bruzikasa. Poddano go torturom i tak zamęczono” – pisze ks. Józef Jarzębowski w swoim sprawozdaniu skierowanym do ks. prymasa Augusta Hlonda. Prawdziwą gehennę przeszli kapłani w sowieckich więzieniach. Podczas przesłuchań byli bici i maltretowani na różne sposoby.
Kościół na dawnych Kresach Rzeczypospolitej przetrwał czas komunistycznego terroru jedynie dzięki garstce niezłomnych księży oraz nielegalnym wspólnotom wiernych, którzy w ukryciu, z narażeniem życia, w ruinach kościołów, w prywatnych domach, odprawiali nabożeństwa, ukrywali księży, a świętą wiarę przekazywali następnym pokoleniom. Odwilż przyszła w roku 1985, wraz z nastaniem rządów Michaiła Gorbaczowa. Dziś Kościół na Litwie, Białorusi i Ukrainie rozwija się, choć nie bez trudności. Znów sprawdzają się słowa Tertuliana „Krew męczenników jest posiewem chrześcijan”.
Za: Józef Szaniawski (Nasz Dziennik) i Adam Białous (www.pch24.pl)
Ryszard Zaprzałka

















