
czyli
po koncertowe reminiscencje.
Muszę przyznać, że nigdy nie byłam wielką fanką jazzu, zawsze mocno siedziałam ” w klasyce”. Klimaty jazzowe mnie nie porywały. To się zmieniło, kiedy przed laty mój brat Ryszard (Ricci) Kolbusz po ” powrocie zza wielkiej wody” zaciągnął się jako gitarzysta basowy do zespołu jazzowego OLD BOYS. Wtedy zaczęły się koncerty letnie w amfiteatrze – lipcowy jazz, a później cykliczne czwartki jazzowego w Bombaju”, przyciągające tłumy miłośników tego gatunku muzycznego do tej „Mekki Jazzowej”. W Tarnowie działa od wielu lat zespół Jazzu Nowoorleańskiego” Leliwa”. OLD BOYS to, jak sama nazwa wskazuje, grupa starszych miłośników jazzu .

Jednak Ricci chciał mieć, zawsze ” coś swojego „. Wszak bardzo wcześnie, bo już w wieku 16 założył zespół młodzieżowy w Pałacu Młodzieży gdzie grał na gitarze i to właśnie ten instrument ” skradł jego serce” choć przecież w Szkole Muzycznej zaczął przygodę z muzyką od skrzypiec, a nawet chwilowo grał na kontrabasie ale jego ucho rezonowało jednak z inną niż u skrzypiec barwą strun basowych i to właśnie ten instrument opanował w stopniu doskonałym. Będąc w Stanach Zjednoczonych przez 30 lat parał się muzyką rozrywkową i był założycielem różnych grup instrumentalnych aż do momentu gdy zagrało jego serce w rytmie Mazurka Dąbrowskiego i gnany tęsknotą wrócił do kraju.

Ten wstęp należy się Ryszardowi bo właśnie on jest założycielem grupy „BLUES – n – SWING„. W ostatni czwartek, 5 grudnia w Tarnowskim Centrum Jazzowym jakim jest restauracja ” Bombaj” ta właśnie ” Grupa Czterech” czyli Gabi, Ricci, Jacek i Wacek dała popis jakich mało, świetnych aranżacji i przebojów muzyki bluesowo-swingowej. Ten świetny koncert jest zasługą Jacka Piskozuba, który w tym kwartecie gra na klawiszach – organach Hamonda, których próżno szukać w Tarnowskich biesiadach muzycznych. Oczywiście o programie, o jego ogólnych ramach decyduje oczywiście założyciel i koordynator zespołu Ricci Kolbusz. Ale aranżacje i instrumentację klawiszową, jakże bogatą harmonicznie – zajmuje się , ma się rozumieć – Jacek o którym niżej. Na pierwszy plan wysuwa się przebogata harmonia organów Hamonda, z efektami słuchowymi, jakie wychwycić może tylko ucho słuchacza – muzyka. Mogę śmiało powiedzieć, że tak wielkie bogactwo harmonii ze skomplikowanymi funkcjami akordów prezentowane przez znakomitego pod względem harmonicznym i technicznym wirtuoza, można porównać do techniki gitary klasycznej, na której przy pomocy 6 strun można również wydobyć bogactwo funkcji sekstowych , decymowych, nonowych, tzw.9 – tek oraz konfiguracji tych akordów brzmieniowych, zrozumiałych tylko dla organistów i gitarzystów klasycznych. Skoro zaczęłam ” rozkładać na czynniki pierwsze ” Jacka Piskozuba więc zatrzymam się na tym niezwykle skromnym człowieku na dłużej. Jacka poznałam gdy był uczniem ostatnich klas Szkoły Muzycznej II stopnia w Tarnowie w klasie oboju prof. Edward Jaworski.Ja prowadziłam wtedy Scholę Puellae Orantes w r.1986 i założyłam zespół kameralny towarzyszący chórowi i kompletowałam instrumenty przygotowując się do wyjazdu do Włoch i wizyty u Ojca Świętego Jana Pawła II. Do kompletu instrumentów dętych brakowało mi tylko oboju i kiedy usłyszałam jak Jacek gra wiedziałam, że to właśnie obój będzie miał partię solową w programie który przygotowywałam.
Obój to instrument dęty drewniany, o pięknej subtelnej barwie, znakomicie prowadzący długie linie melodyczne i frazy na jednym oddechu, wymagających od instrumentalisty ” wydajnych płuc „. Ukochał szczególnie ten instrument mój ulubiony kompozytor Wojciech Kilar, przekazując główny temat tzw. ścieżkę dźwiękową w swoich znanych przebojach filmowych, jak choćby słynny Polonez z „Pana Tadeusza ” . Zresztą z filmu ” Trędowata ” również. No i znowu się rozmarzyłam słysząc ten utwór w uchu…

Patrząc na zasuwającego po klawiaturze Hamonda Jacka, pomyślałam, że ta piękna barwa rozbrzmiewała także w Filharmonii Rzeszowskiej gdzie Jacek został zatrudniony po ukończeniu Krakowskiej Akademii Muzycznej w Krakowie i jakiś czas rzeczywiście był tam oboistą. Obój to mój ulubiony instrument sekcji ” dęciaków”. Po latach Jacek zaprzyjaźnił się z saksofonem sopranowym, zresztą na pozostałych, na akcie i tenorze też zagra, i chyba na klarnecie również… Zawsze będzie mi się kojarzył z obojem i koncertem Vivaldiego z jego tęskną melodią pierwszej części…
Odnalazłam go w ” Bombaju” jako saksofonistę lata temu…”Wymiata” na tym instrumencie, opanował go do mistrzowsku, a jego wirtuozeria niejednokrotnie przekracza skalę tego instrumentu. I zawsze wtedy mu mówię: ” Jacuś znów dziś grałeś poza skalą„…
A teraz wydobywa ze swego Hamonda najdziwniejsze współbrzmienie harmoniczne które tylko on sam potrafi nazwać i zrobić z tego zapis nutowy. Człowiek- Orkiestra – jak się patrzy…
Tylko śpiewać nie chce… twierdzi że głos ma „beczący „… ot, skromność zawsze była jego dominującą cechą…

No I Wacek Milówka... . Urodził się z pałeczkami perkusyjnymi w dłoniach…Gra na perkusji ” od zawsze” , muzyk amator, ze swoim doświadczeniem muzycznym może uchodzić za zawodowca. Zaistniał ” na bębnach” w wieku lat 10. Długoletni perkusista w ” Tarnovii” później przez wiele lat na kontrakcie Pagartu w Niemczech. Z zawodu pracownik umysłowy Tarnowskiej Kolei. Gdy wykonywał swoje partie solowe ” na bębnach „, zdawało się, że porwał salę i publiczność swoim temperamentem i pasją. Nawet Ci słuchacze którzy zwykle oddają się medytacji „stolika i kieliszka” porwani jego wirującymi w powietrzu pałeczkami do rytmu szli w uniesieniu” wraz z perkusją… A on, oddany całkowicie tej namiętności rytmicznej ” wymiatał ” akrobacje na bębnach… No i jeszcze ” Basowa „Biała Pani” Ryszarda – gitara basowa, wyjątkowa w ten wieczór – tajemnym buczeniem wybierała najpiękniejsze ciemne tony basu, w konkury idąc z perkusją… Ta poetycka refleksja sama nasuwała się, gdy słuchałam i widziałam ” tych troje”…

A nad tą trójką pasjonatów góruje młodością i temperamentem , grająca na kongach w duecie z Wackiem,uzupełniając jego ukochaną perkusję wspaniałym sopranowym bluesem, z towarzyszeniem różnych innych instrumentów perkusyjnych jasnowłosa Gabi Grochola .Urzeka młodością o urokiem osobistym, angielskim bluesem wnosi swoim śpiewem powiew młodością zgodnie rezonując z dojrzałością Wielkiej Trójki .Świetna interpretacja o znakomite zgranie z instrumentami.

Gabi ukończyła Wychowanie Przedszkolne , z zawodu pedagog plastyk, pracuję na odzień w Tarnowskiego placówce ” Siemacha”, śpiewa od wczesnych kat szkolnych, zdobywała nagrody i wyróżnienia, brała udział w wielu warsztatach wokalnych doskonaląc swoje umiejętności wokalne. I myślę, że ten świetny kwartet Gabi Ricci Jacek Wacek ma przed sobą przyszłość.
Tutaj adekwatne jest powiedzenie:” nie ilość lecz jakość świadczy p poziomie”. Można im życzyć tylko ażeby śmiało wypłynęli na szerokie wody bluesa i bisowali na koncertach utworem „Black Velvet ” – moim i publiczności zdaniem najlepiej oddający charakter zespołu i ich młodzieńczy temperament.
Bożena Kwiatkowska – dyrygent.
Zdjęcia autorki.