
czyli
NAGRODZENI I POMINIĘCI.
Przez dziewięć kolejnych dni – od 30 maja do 7 czerwca 2025 roku – Tarnów był po raz 39. stolicą polskiego kina – podsumowuje nasza krakowska recenzentka Katarzyna Cetera. Tarnowskie „Marzenie” oraz sceny festiwalowe w Tarnowskim Centrum Kultury i innych przestrzeniach miejskich tętniły intensywnym rytmem projekcji, spotkań, dyskusji i wydarzeń towarzyszących. Podczas tegorocznej edycji Tarnowskiej Nagrody Filmowej zaprezentowano 14 pełnometrażowych obrazów, wchodzących w konkurs główny – od opowieści psychologicznych, przez filmy dokumentalne po debiuty reżyserskie.

To program, który potrafił zaskoczyć różnorodnością tonalną, estetyczną i tematyczną, po przecież między CISZĄ NOCNĄ a DZIEWCZYNĄ Z IGŁĄ rozpościera się wachlarz emocji, które poruszyły Tarnów i tarnowian w ciągu tych kilku dni. Festiwal zdominowały historie obyczajowe i psychologiczne. Bartosz M. Kowalski (CISZA NOCNA) po raz kolejny sięgnął po motywy oporu i lęku, kontrastując z intymną refleksją nad relacjami rodzinnymi. Z kolei debiut Moniki Majorek (INNEGO KOŃCA NIE BĘDZIE) wyróżniał się subtelną autoironią, spojrzeniem na rozbite więzi rodzinne z wyczuciem rytmu i nastroju. Gdy dodamy do tego łączącą thriller i dramat UTRATĘ RÓWNOWAGI (nagrodzoną przez Jury Młodzieżowe), otrzymamy przekrój stylów, który potrafią przykuć uwagę zarówno krytyków, jak i młodszego widza.
Były też obrazy dyskusyjne –film o Simonie Kossak, generujący pytania o tożsamość i relację z naturą; POD WULKANEM – obraz sięgający po motyw destrukcji; czy przepiękny KULEJ. DWIE STRONY MEDALU, badający złożoność znanej postaci. Program potrafił zatem połączyć cele artystyczne z potrzebą poruszenia widowni, niosąc kino, które chce widzieć i być widziane.

Bezapelacyjnym zwycięzcą Grand Prix, czyli statuetki „Maszkarona”, został Magnus von Horn za DZIEWCZYNĘ Z IGŁĄ – film, który wcześniej triumfował w Gdyni i na Orłach, a teraz podbił serca festiwalowych jurorów. To historia o niechcianej ciąży i samotności, prowadzona z chirurgiczną precyzją formalną, ale też głęboką empatią. Von Horn ponownie udowadnia, że kino skandynawsko‑polskie potrafi mieszać przestrzeń północnej surowości z polską wrażliwością – spektakularnie a zarazem kameralnie.
Bogusław Linda otrzymał Nagrodę za całokształt twórczości i wkład w kino polskie – artysta, który stał się ikoną, a teraz stał się głosem festiwalu. Przy okazji prezentacji dorobku artysty podczas festiwalu zaprezentowano legendarny PRZYPADEK w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego. Niestety – spotkanie z laureatem było tak żenujące i na tak niskim poziomie, że wcale mnie nie dziwi medialne milczenie na ten temat.

Damian Tchórzewski, twórca animacji ZAPAKOWANY, otrzymał Nagrodę Jury Dziecięcego „Maszkaronka” – za imponującą lekkość i kreatywność obrazu kierowanego do najmłodszych.
Korek Bojanowski i jego UTRATA RÓWNOWAGI – z udziałem tarnowianki Angeliki Smyrgały wschodzącej gwiazdy tarnowskiego teatru – zyskał uznanie Jury Młodzieżowego i statuetkę ”Kamerzysty”. Ta nagroda potwierdziła, że film to nie tylko opowieść dorosła, ale narracja, która trafia także do młodszego widza.
Publiczność festiwalu wybrała ŚWIATŁOCZUŁĄ Tadeusza Śliwy – film stawiający pytania o światło i cienie uczuć, namiętności, nagrodzony został za sztukę narracji i naturalność prowadzenia kamery.
Nagroda specjalna TCK i SFP powędrowała do Moniki Majorek za INNEGO KOŃCA NIE BĘDZIE. Jury dostrzegło w tym debiucie wielki potencjał i świeżość języka.
Dwie nagrody specjalne Profesjonalnego Jury trafiły do Małgorzaty Imielskiej za dokument POSŁUCHAJ, CO CHCĘ CI POWIEDZIEĆ (fundowane przez Gemini Park) oraz do Marii Zbąskiej za TO NIE MÓJ FILM.

Ale Tarnowska Nagroda Filmowa to nie tylko nagrody, lecz przede wszystkim spotkania z twórcami. W Tarnowie odbywały się dyskusje po projekcjach, transmisje z Trójkowo filmowo z udziałem jurora Łukasza M. Maciejewskiego, Anny Jadowskiej i Piotra Jaxy, wpisujące festiwal w kontekst ogólnopolski. Całość uzupełniły wydarzenia edukacyjne – warsztaty plastyczne dla dzieci (np. Kinoludki w Marzeniu), kino plenerowe, gra terenowa Tropem zaginionej taśmy – partnerem tych inicjatyw był Gemini Park, podkreślając ideę integracji przez sztukę.
Spytałam sztuczną inteligencję, co powiedziałby o tarnowskim festiwalu wybitny filmoznawca, tarnowianin, wykładowca i znany krytyk filmowy Łukasz Maciejewski. Oto co odrzekł mi czat GPT:
Gdyby Łukasz Maciejewski oceniał 39. TNF, pewnie skupiłby się na „rozliczeniu” pomiędzy wrażliwością a formą. DZIEWCZYNA Z IGŁĄ – arcydzieło emocjonalnej chirurgii – to przykład kina, które potrafi zadać bolesne pytania, nie narzucając odpowiedzi. To dowód na dojrzałość reżyserską i dramaturgiczną. Z drugiej strony, doceniłby odwagę takich debiutantów jak Majorek, którzy wprowadzają liryczny ton i subtelny humor do opowieści o familijnych rozpadach. Chwaliłby szeroki kontekst – od kina dokumentalnego po animację – jako próbę zbudowania festiwalu, który komunikuje się z każdym wiekiem i wrażliwością. Dostrzegłby potrzebę kontynuacji rozmów o kinie jako narzędziu empatii, refleksji i wspólnoty, co w tym roku odbywało się z przemyślaną prostotą: spotkania, plener, dialog, relacja – i film ponad wszystko.
Trudno mi dziś ocenić, czy sztuczna inteligencja ma rację. Łukasz Maciejewski na temat TNF nie wypowiadał się publicznie.

TNF to festiwal kameralny, ale ambitny; selektywny, ale otwarty na różnorodność. Bez pazura „wydarzeniowej” spiny, za to z duszą – wspartą przez wielkie nazwiska (Linda), głosy młodzieży i dzieci, publiczny głos widzów, medialne wsparcie radiowe i silne, narracyjne otwarcia filmów, które zostają długo po zejściu ze światła ekranu. I choć jubileusz 40-lecia już za rok, „Marzenie” w Tarnowie znów pokazało, że kino – nawet regionalne – potrafi bić sercem głośniej, niż się wydaje.

Werdykt wszystkich gremiów jurorskich wskazał też wielkich pominiętych podczas rozdania nagród. W tym miejscu poświęcę kilka słów obrazom pominiętym w moim przekonaniu niesłusznie – a wartym uwagi widza.
CISZA NOCNA – Bartosza M. Kowalskiego to film, który w oficjalnych werdyktach nie został nagrodzony, choć miał silny potencjał. Można uznać jego pominięcie za niedopatrzenie wynikające z przesytu formalizmem, który – jak wiemy – czasem mylnie odbierany jest jako chłód bez treści – Kowalski po raz pierwszy odważył się tu bowiem na tak kameralną, zamkniętą przestrzeń psychologiczną. Jednak CISZA NOCNA nie oferuje widzowi fajerwerków. Proponuje coś znacznie trudniejszego: próbę wejścia w skórę kogoś, kto milczy, bo już nic nie potrafi powiedzieć. A przecież właśnie o tym jest kino: o niewypowiedzianym. Werdykty oczywiście bywają sprawiedliwe, ale nie zawsze kompletne. DZIEWCZYNA Z IGŁĄ zapewne zasłużenie wygrała, lecz jeśli miałabym zabrać z Tarnowa jeden obraz do prywatnej rozmowy – zabrałabym właśnie film Kowalskiego. Ten obraz jest niczym długie spojrzenie między bliskimi, którzy nie potrafią się już kochać, ale jeszcze nie potrafią odejść. A taka opowieść – jak wiadomo – zostaje najdłużej.
MINGHUN – drugi z pominiętych – to film Jana P. Matuszyńskiego. Dlaczego ten? Bo to intymna, uniwersalna konfrontacja ze śmiercią. To też męskie kino – MINGHUN to podróż dwóch mężczyzn, Jurka i jego teścia Bena, w rytuale chińskiego zaślubienia po śmierci córki – które bez patosu potrafi mówić o żałobie i traumie, poprzez prostą formę i głęboko ludzką historię. Program Tarnowskiej Nagrody Filmowej stawia na różnorodność, ale ja szczególnie zwracam uwagę na historie, które łączą osobiste emocje z szerszym kontekstem społecznym czy obyczajowym. Ten film wpisuje się w tę kategorię znakomicie.
Nowatorska realizacja bez efektowności – reżyser Matuszyński pokazuje intensywność uczuć, nie przez dramaturgiczne crescendo, ale wyważoną ciszę, gest, milczenie. To jest właśnie styl, który Maciejewski darzy największym uznaniem.
MINGHUN to film o milczeniu, które krzyczy. O przewrotnym rytuale pożegnania – który staje się gestem życia i konfrontacją z pustką. Jan P. Matuszyński nie wzbudza litości, nie epatuje cierpieniem – on je wydobywa przez obserwację i prostą kamerę, która nie zdradza, ale zaprasza do wnętrza. To kino małych gestów, które nie zostało docenione, bo jury szukało kina ważnego, a tak naprawdę to to właśnie jest ważkie.
Ten tytuł moim zdaniem zasłużył na miejsce na podium – za odwagę, świeżość spojrzenia i przestrzeń pozostawioną widzowi.
KULEJ. DWIE STRONY MEDALU – to trzeci z pominiętych, film w reżyserii Xawerego Żuławskiego. Niezwykle poruszyły mnie w nim dwa elementy: autentyczność emocji i aktorstwo. Tomasz Włosok jako Jerzy Kulej i Michalina Olszańska jako Helena kreują postaci wyraziste i pełne niuansów — to subtelne gesty, wewnętrzne napięcie. Te kreacje wywierają silne wrażenie, bo to aktorstwo z wnętrza, a nie na pokaz. Włosok pokazuje Jerzego jako człowieka z wadami, nie tylko ikonę. To typ roli, który zawsze wysoko oceniam – szczególnie, gdy postaci nie błyszczą, ale żyją.
Film subtelnie balansuje między sportowym widowiskiem a codziennością życia w PRL-u, z lekkim humorem i humorem, ale i powagą sytuacji, a ja lubię, gdy kino potrafi głęboko przerzucić emocje, ale nie traci dystansu wobec samego siebie. KULEJ oferuje też rozmach – boks, taniec, platformę społeczną, estetyczne ujęcia – ale także emocjonalny rdzeń: związek, wybory, presja – bez epickiego nadmuchania.
Niezwykła chemia między postaciami — scena tanga między Kulejem i żoną wybrzmiewa emocjonalnie i symbolicznie – „taneczne oczyszczenie” emocji. Do tego wszystkiego dochodzi kontekst społeczno-historyczny: film łączy osobistą historię z czasami komuny, wplata wątki polityczne i obyczajowe.
KULEJ. DWIE STRONY MEDALU to przykład biograficznego kina, które żyje nie dzięki efektom, ale dzięki ludziom. Włosok nie gra legendy – on ją przeżywa, a Olszańska tka emocjonalny gorset przeciwko bokserskiemu show. A scena tanga? To ruch, który łączy i oczyszcza lepiej niż dialog – czyste kino emocji. Szkoda, że jury Tarnowa jej nie doceniło – bo to film z wielu stron medalu, ale przede wszystkim – serca. KULEJ to dla mnie jeden z tych filmów, które na festiwalach często przechodzą pod radar, bo są jednocześnie „za dużo” i „za mało” według klasycznych kategorii: z jednej strony zbyt widowiskowy, by zasłużyć na nagrodę artystyczną, ale z drugiej – zbyt emocjonalny, by zostać zapomniany. I z piękną, niedocenioną muzyką.
Jubileuszowa, 40. Edycja Tarnowskiej Nagrody Filmowej, czeka nas za rok. Ne powinno nas zabraknąć.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – Paweł Topolski (Tarnow.pl)