
Taką opinię wyraził mistrz Władysław Hasior – wybitny polski artysta rzeźbiarz, malarz i scenograf, wizjoner, który całe swoje życie związany był z Zakopanem, podczas wernisażu prac innego podhalańskiego twórcy Zygmunta Kłosowskiego, jaki przed laty zorganizował w swojej słynnej galerii – leżakowni, co zaowocowało wystawą prac tego malarza w Warszawskich Łazienkach. Mistrz Hasior był także wielkim przyjacielem Teatru Nie Teraz, który bywał i grywał w jego zakopiańskim mateczniku. I to jego zdjęcie widnieje w Galerii Mistrzów TNT w Ośrodku Praktyk Artystycznych – naszym teatralnym schronisku w Rudzie Kameralnej k/Zakliczyna.

I oto teraz niejako symbolicznie koło historii się domyka, bowiem w ostatnią sobotę, 26 października 2024 r., ten znany w całej Polsce teatr zorganizował wraz z Zakliczyńskim Centrum Kultury retrospektywną wystawę malarstwa Zygmunta Kłosowskiego zatytułowaną „W górach jest wszystko”, będącą częścią kolekcji znanego i cenionego limanowskiego lekarza, społecznika i filantropa Leszka Pieniążka, także wielkiego przyjaciela Teatru Antoniego Żaka.
Sobotnia ekspozycja w Galerii „Poddasze” ZCK zaplanowana na godz.16, której komisarzem był Stanisław Kusiak, była pierwszą częścią cyklu spotkań w Świetlicy OPA w Rudzie Kameralnej, gdzie w części drugiej zapowiedzianej na godz.18 przy kominku w rodzinnej atmosferze rozmawiano i śpiewano o górach… Wystosowane przez organizatorów zaproszenie: Pakujcie plecaki i ruszajcie w sobotę w góry, prosto do nas”odniosło nadspodziewany skutek – było tłumnie /potrzebne były dostawki/ i biesiadnie oraz już nieco zaduszkowo i jesiennie. Jak to w górach!

Najnowsza, piąta już, odsłona „Spotkań w Świetlicy” poświęcona była turystyce górskiej, pięknie klimatycznie zilustrowanej piosenkami turystycznymi, śpiewanymi na szlakach i przy ogniskach, niezwykle profesjonalnie autorsko opracowanych przez barda TNT Tomasza Lewandowskiego, jednego z najstarszych członków naszego teatralnego zakonu. Być może dlatego, że sam jest górołazem, tak udanie muzycznie puentował ciekawe gawędy prawdziwych ludzi gór – gości specjalnych tego spotkania: Janusza Flakowicza przewodnika górskiego z Zakliczyna oraz wspominanego wyżej Leszka Pieniążka.


Duża w tym zasługa prowadzącego te górski wypominki z dużą kulturą sceniczną Andrzeja Króla, aktorski filar TNT. Było malowniczo, było górsko, było śpiewająco… co nie zdarzyło się nigdy podczas wcześniejszych edycji świetlicowych spotkań.


Zygmunt Kłosowski urodził się 1951 roku w Zakopanem. Dom rodzinny willa „Cicha” związany był z historią Młodej Polski. Często bywali w nim Jan Kasprowicz hr. Władysław Zamoyski, przyjaciel Adama Mickiewicza Edward Odyniec. Przebywał tam również brat Albert Chmielowski. Początkowo mieścił się tutaj jeden z pierwszych pensjonatów górskich prowadzony przez Katarzynę Sobczakównę. Była ona poetką góralską oraz żoną dziadka Zygmunta – Karola, twórcy licznych pejzaży tatrzańskich i poetów. Ojciec Bronisław Kłosowski był znanym pejzażystą, który zmarł w lutym 2001 r.


W ostatnich latach życia związany był szczególnie z Ziemią Limanowską, jako mieszkaniec Męciny. Należał wraz z żoną – Jolantą do Klubu Plastyka Amatora w Limanowej. Małżeństwo wielokrotnie, od lat 80. ubiegłego wieku, eksponowało swoje obrazy na wystawach krajowych i zagranicznych m.in. w Warszawie, Zakopanem, Nowym Sączu, Rzeszowie, Limanowej oraz za granicą w Bułgarii i Słowacji. Dzieła Zygmunta Kłosowskiego znajdują się w licznych kolekcjach prywatnych m.in. w Holandii, Francji, Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Twórczość Zygmunta Kłosowskiego stanowią obrazy: pejzaże, martwą naturę oraz miniaturowe impresje, a także rzeźba. Warto dodać, że artysta pasjonował się zbieraniem tzw. Białych kruków” rzadkich egzemplarzy z różnych dziedzin.


Był zawsze zapamiętywany, ciągle uśmiechnięty z charakterystyczną sumiastą brodą dzieląc się swoja ogromna wiedzą. Był przecież malarzem, rzeźbiarzem ale także koneserem i pasjonatem historii i muzealnictwa. Zbierał od wielu lat pamiątkowe, zabytkowe i drogocenne przedmioty, które z dumą gromadził w Artystycznej Pracowni w Męcinie gdzie przed wielu laty przeniósł się z żoną Jolantą z domu Pulit. Tu w swej pracowni utrwala na płótnie pejzaże Ziemi Limanowskiej, które zostały przedstawione m.in. w styczniu 2001 r. w Galerii Stara Kordegarda, która znajduje się w Muzeum Łazienek Królewskich w Warszawie na wystawie pt.: Impresje Limanowskie”.
Twórczość Zygmunta Kłosowskiego stanowią nie tylko obrazy olejne oraz akwarele o różnej tematyce, a przede wszystkim pejzaże górskie, w tym tatrzańskie i beskidzki ale także sugestywne martwe natury oraz miniaturowe impresje; ponadto rzeźby i detale snycerskie. Latami upiększał swój męciński dom i pracownię. Oprócz tego domu w Męcinie, Jolanta i Zygmunt Kłosowscy mieli swoją stałą galerię w wilii „Cicha” w Zakopanem. Dzisiaj pamięć o rodzicach starają się kultywować ich trzy córki. Dwie z nich były na zakliczyńskim wernisażu.

Dom, łąka, las to miejsca, w których powstawały oryginalne prace malarskie i grafika. Malował głównie pejzaże, martwą naturę jak również miniaturowe impresje.
Malarstwo Zygmunta Kłosowskiego jest sztuką czytania i czynienia znaków, ma ono w sobie coś magicznego, powstaje
z poszanowaniem praw natury i wymagań warsztatu. To podwójne uzależnienie sytuuje jego twórczość w nurcie tradycji malarstwa realistycznego.

Prezentowane w zakliczyńskiej galerii obrazy, pochodzą z prywatnych zbiorów Leszka Pieniążka z Limanowej. Leszek Pieniążek to zakopiańczyk z urodzenia. Lekarz ginekolog – położnik i onkolog z zawodu, a mecenas sztuki z zamiłowania. Od prawie 40 lat mieszka i pracuje w Limanowej. W wolnych chwilach maluje, a kiedy może idzie w góry lub uczestniczy w projektach artystycznych organizowanych w Ośrodku Praktyk Artystycznych Teatru Nie Teraz w Rudzie Kameralnej.
„Kto w Limanowej mieszkał dłużej, jak choćby ja – mówił podczas wernisażu doktor Pieniążek, wcześniej czy później musiał zwrócić uwagę na dużego mężczyznę z brodą i rozwianym włosem przemierzającego ulice miasta. Nasza znajomość z zakopiańczykiem Zbigniewem Kłosowskim zaczęła się od jego prac malarskich. Trafiłem do jego domu – pracowni chcąc sprezentować coś wyjątkowego swojej także urodzonej pod Giewontem chrześnicy z okazji I Komunii Świętej. Potem kilka obrazów dostałem od artysty w prezencie, kilka kupiłem przy okazji jego wystaw. Nic dziwnego, bo to co malował przyciągało mnie magnetycznie.
Górskie pejzaże, przydrożne kapliczki, drewniane chatynki mam zapisane w sobie od maleńkości, bo i ja urodziłem się w Zakopanem i tam spędziłem dzieciństwo i kawałek młodości. Wracam tam chętnie, tęsknie, ale z radością. To były z artystą takie nasze wspólne klimaty – Zakopane i Limanowa. zanim jeszcze wymieniliśmy ze sobą pierwsze dzień dobry.

Męciński dom Kłosowskich był wyjątkowy. Najpierw urzekała jego artystyczna przestrzeń. Rozliczne drobiazgi, przedmioty proste i te zupełnie wyjątkowe. Stare książki, ryngraf rycerski na odrzwiach, imponująca kolekcja lasek oficerskich, kwiaty w doniczkach, podsuszone kaktusy, drewniane rzeźby.
W tym „bałaganie” każdy element był zapisem naszej polskiej tradycji, kultury, historii, a sam malarz umiał opowiadać o tym wspaniale i z zapałem. Przyjemnością było słuchanie opowieści Zygmunta. Jedna z opowieści szczególnie utkwiła mi w pamięci, a dotyczyła jego dzieciństwa w Zakopanem. Zygmunt jako dziecko dostał od swojego dziadka Karola, protoplasty artystycznego rodu Kłosowskich, kwiatek w doniczce. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż doniczka z tym kwiatkiem została umieszczona na końcu kalenicy dachu. I Zygmuś raz w tygodniu musiał się wdrapywać na dach aby podlać ów kwiatek. Czy kwiatek przetrwał tego nie wiem, ale historię tę słyszałem od Zygmunta więcej niż raz.
Zygmunt był wielce pracowitym człowiekiem. Wstawał zazwyczaj o czwartej rano i malował. Malowanie było jego pracą. Pracą którą lubił. Malowanie było nie tylko źródłem dochodu ale i sposobem na bycie – na bycie po swojemu. Swoje obrazy sprzedawał w galerii w Zakopanem. I zawsze byli chętni. Zygmunt marzył po cichu i bywało że i głośniej o własnej galerii, która miała powstać w jednym z zabudowań gospodarczych przy domu w Męcinie. Nie stało się.

Ale stało się w jakiś sposób przedziwny, że jego marzenie stało się moim. I moja góralska, drewniana chata jaką buduję na obrzeżach Limanowej, poza tym, że będzie moim domem, będzie też domem dla prac Zygmunta.
I jeszcze jedno – Zygmunt nie chodził w góry. Ja owszem. On malował góry tak, jak ja je widzę i podziwiam. Nie ma przypadków.”
A ja dodam od siebie, to co mnie uderzyło najbardziej w rozmowie z panem Leszkiem, który cytując mistrza Zygmunta – mawiał, że góry widać najlepiej z… dołu.
Tekst i zdjęcia – Ryszard Zaprzałka