
Miała miejsce jedna z największych narodowych tragedii, dla której przestrzenią był Tarnów i jego okolice. Jak co roku, w rocznicę rzezi galicyjskiej 1846 roku, organizatorzy Festiwalu Niepodległości i Fundacji Pro Patria Semper, reprezentowanych przez Piotra Dziżę – znanego działacza niepodległościowego, zapraszają w najbliższą sobotę 19 lutego do wzięcia udziału w kameralnych, niestety (!), obchodach 176. rocznicy powstania krakowskiego, którego pierwszy akt dokonał się w Tarnowie oraz równolegle obchodzonej rocznicy rzezi galicyjskiej, zwanej też rzezią tarnowską – dwóch powiązanych ze sobą, niezwykle ważnych, choć tragicznych wydarzeń w dziejach nie tylko regionu tarnowskiego. Obchody rozpocznie o godzinie 11:30 tradycyjne spotkanie modlitewne przy Mogile Rabacyjnej na Cmentarzu Starym w Tarnowie. Po modlitwie i zapaleniu zniczy organizatorzy zapraszają – w południe – do lokalu Fundacji na placu Katedralnym, gdzie będzie tam można wysłuchać multimedialnego wykładu „Tragiczny rok 1846” . „Tarnów Niepodległy” jako niekwestionowany depozytariusz prawicowych wartości patriotycznych zaprasza do oddania hołdu, czy choćby gestu pamięci o bohaterach i ofiarach jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii regionu i kraju.

Zaprezentowana tam zostanie także sylwetka Jana Tyssowskiego, pochodzącego z Tarnowa dyktatora powstania krakowskiego, wybitnej postaci wymienianej na kartach z podręczników historii, która do dzisiaj nie doczekała się w mieście swojego urodzenia jakiegokolwiek śladu pamięci o niej.
Jak na razie, dywaguje Piotr Dziża niepowodzeniem zakończyły się starania Fundacji o nadanie przez Radę Miejską imienia J.Tyssowskiego jednej z tarnowskich ulic w roku ubiegłym, który był rokiem 210. rocznicy urodzin tego zasłużonego patrioty i działacza niepodległościowego i jednocześnie rokiem 175. rocznicy powstania krakowskiego.

Środowisko twórców Fundacji, zainspirowane onegdaj przez ś.p. Antoniego Sypka, od wielu lat stara się aktywnie pamiętać o wydarzeniach z roku 1846, wspominać ich bohaterów i ofiary. W roku ubiegłym, podczas uroczystości rocznicowych odbytych w obecności kilkunastu szefów lokalnych samorządów z regionu zainaugurowane zostały starania o uzupełnienie tablicy informującej o liście pochowanych w mogile rabacyjnej na Starym Cmentarzu. Na dotychczasowej tablicy wymienia się ich niespełna 50, tymczasem zweryfikowano co najmniej 207 pochowanych tu ludzi. Rozważane jest także ufundowanie większego pomnika i wkomponowanie w niego wszystkich nazwisk, do których dotarł podczas wieloletnich badań monograficznych pan Bogusław Andrzej Baczyński.
Sprawie tablicy i (lub pomnika) Fundacja będzie chciała nadać właściwy, formalny już bieg, podczas organizowanej za kilka tygodni konferencji z udziałem wszystkich zainteresowanych. W proces decyzyjny i finansowanie przedsięwzięcia inicjatorzy chcą włączyć samorządy wszystkich gmin i powiatów, których mieszkańcy zostali pochowani w tym niezwykłym, wspólnym grobie. A pochodzą oni co najmniej z kilkunastu współczesnych gmin i 4 powiatów.

Rabacja galicyjska, zwana też rabacją chłopską lub rzezią galicyjską wybuchła w nocy z 18 na 19 lutego 1846 roku i trwała do końca marca. Było to największe i najbardziej krwawe powstanie chłopskie na terenach zachodniej Galicji o charakterze antyszlacheckim i antypańszczyźnianym, na którego czele stanął chłop ze Smarzowej Jakub Szela. Chcąc osłabić siłę przygotowywanego przez polskich spiskowców powstania urzędnicy austriaccy w Galicji rozpuścili wśród chłopów plotkę, że szlachta planuje ataki na wsie i mordowanie ich mieszkańców. Na niektórych terenach podjudzeni chłopi ruszyli gromadnie na dwory, paląc je i mordując ich mieszkańców. Zbrojne gromady chłopów rabowały i niszczyły dwory (w cyrkule tarnowskim zagładzie uległo ponad 90% dworów) i w niezwykle bestialski sposób mordowały swoich dziedziców, m.in. odpiłowując im głowy. Austriacy wypłacali nawet nagrody pieniężne chłopom za głowy zamordowanych ziemian. Ponieważ za zabitego szlachcica płacono dwukrotnie więcej niż za rannego, wielu zabijano u progu budynku starostwa w centrum Tarnowa, gdzie zwożono rannych i pomordowanych. Zamordowano od 1200 do 3000 osób, niemal wyłącznie ziemian, urzędników dworskich i rządowych oraz kilkudziesięciu księży. Gdy powstanie krakowskie zostało stłumione i chłopi przestali być potrzebni Austriakom, wojsko przywróciło spokój. Jakub Szela został internowany, a następnie przesiedlony na Bukowinę. Pamięć o tym jednym z najfatalniejszych epizodów polskiej historii przetrwała w sztuce i literaturze, m in. w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego, gdzie Jakub Szela został przedstawiony jako Upiór.

Wszystko zaczęło się na trzy dni przed wybuchem powstania – Rabacji, Austriacy – dowiedziawszy się o rewolucyjnych planach Polaków – sprowokowali galicyjskie chłopstwo do wystąpienia przeciwko szlachcie. Pierwsze rozboje miały miejsce wieczorem 18 lutego 1846, a masowa napaść chłopów na magnackie dwory, a nawet kościoły, rozpoczęła się dzień później. Ofiary mordów zwożono do Tarnowa, gdzie starosta wypłacał pieniądze za zabitych – 10 złotych za głowę szlachcica.
Trwa wesele. Pośród zabawy, śmiechów i rozmów, gdzieś na boku Pan Młody zwraca się do Gospodarza: „Myśmy wszystko zapomnieli; mego dziadka piłą rżnęli… Myśmy wszystko zapomnieli.” Gospodarz, wydobywając zatarte przeszłe obrazy, odpowiada półszeptem: „Mego ojca gdzieś zadźgali, gdzieś zatłukli, spopychali, kijakami, motykami; krwawiącego przez lód gnali… Myśmy wszystko zapomnieli.” Wesele to odbyło się rzeczywiście, ale czy Gospodarz z Panem Młodym wracali wspomnieniami do straszliwych wydarzeń z 1846 roku? Stanisław Wyspiański, pisząc „Wesele” ponad pół wieku po wydarzeniach rabacji chłopskiej, jedną z postaci swego dramatu uczynił Jakuba Szelę – pamięć o rzezi galicyjskiej była wciąż żywa, tak dla autora, jak i jego bohaterów.

„Znaczniejsze pomiędzy miastami galicyjskimi co do liczby mieszkańców, siedziba biskupstwa i władz rządowych, stał się głośnym w roku 1846, bo przypadkowo dostał jako starostę, w czasach kiedy obcokrajowcami wszystkie prawie obsadzane były urzędy, człowieka bez serca, sumienia i poczucia ludzkiego, Breinla von Wallerstern, który przesadzając w gorliwości, wyobrażając sobie, że rządowi wielką odda usługę, posługiwał się niedojrzałem politycznie i za mało umoralnionem chłopstwem, przeciw ruchowi, o którym bardzo dobrze rząd we Lwowie jak i pan starosta tarnowski byli poinformowani” – pisał ksiądz Stefan Dembiński o Tarnowie roku 1846. W tym czasie Tarnów, jedno z większych miast Galicji wchodzącej w skład zaboru austriackiego, mieścił siedzibę starostwa, którego urzędnicy odegrali niechlubną rolę w podburzeniu chłopów okolicznych wsi i de facto wzniecając to, co później nazwano „galicyjską rzezią”, skierowaną przeciwko, mówiąc ogólnie, posiadaczom ziemskim. Dopuścili się zresztą znacznie gorszych czynów…
Dlaczego austriackim urzędnikom zależało na wywołaniu rozruchów pośród mieszkańców galicyjskich wsi? Począwszy od schyłku roku 1845, w kręgach galicyjskich działaczy niepodległościowych kiełkowała myśl o wznieceniu kolejnego, antyaustriackiego powstania. Z końcem lutego 1846 roku w Krakowie powołano nawet Rząd Narodowy Rzeczypospolitej Polskiej. Ideolodzy ruchu planowali poprzeć swoje plany siłą chłopów–ich udział miałby wymiar powszechny i oznaczałby zaangażowanie wszystkich warstw narodu w walce o wolność. Pomoc chłopów nie miała- by zresztą być zupełnie bezinteresowna. Rząd Narodowy RP obiecywał bowiem uwłaszczenie, podział ziemi oraz utworzenie warsztatów narodowych.

O nastrojach przedpowstańczych pisał Antoni Tessarczyk: „Już na samym początku 1846 r. tak opowiada P. Lesiecki, brzemienne chmury politycznej burzy zbierały się w obwodzie tarnowskim, szczególniej od północnej strony. Mówiono nawet o komunistycznych dążnościach, mających na celu całą masę polskiej ludności rozjątrzyć, a pogłoski niepokoiły umysły. Nikt nie wiedział co rzeczywiście się dzieje, wszyscy oczekiwali powstania, a każdy do jego tajemnic był przypuszczony, wyjąwszy osoby nie myślące o niczem więcej jak o gospodarstwie lub rozrywkach polowania.”
Wszelkie plany spaliły jednak na panewce. Ziemianin Henryk Poniński, wtajemniczony w prace przygotowawcze powstania, sporządził 40-stronicowy donos, w którym zawarł nazwiska wszystkich przywódców, w tym członków Rządu Narodowego, których ujęła pruska policja. Podobne sytuacje miały miejsce w Galicji. Na domiar złego, prawie nikt z organizatorów powstania nie podjął na szeroką skalę akcji informującej chłopów o planach rezurekcji, o potrzebie w niej ich udziału, o obietnicy uwłaszczenia i zniesienia pańszczyźnianych obciążeń. Sytuację postanowiły sprytnie wykorzystać austriackie władze. Podawane informacje padały na podatny grunt nie- zadowolenia chłopów związanego z obciążeniami na rzecz „panów”. Wieści donosiły, że owi „panowie” szykują się zbrojnie, aby „wybić” chłopów! Że wyzysk i krzywdę trzeba wreszcie skończyć. Zdawać by się mogło, że nikt nie uwierzy w chęć „wybijania” chłopów, bo – mówiąc brutalnie – kto by wówczas tę pańszczyznę odrabiał?

Fakty pozostają jednak faktami – niespodziewanie sprawnie i szybko zorganizowały się we wsiach galicyjskich grupy chłopów gotowych do działania. Pojawili się samozwańczy przywódcy (takim był Jakub Szela),którzy poprowadzili wzburzone tłumy: „Czerniawa należąca do rabacji szła od wsi do wsi i wszędzie zabierała chłopów ze sobą i w ten sposób tworzyła się coraz większa banda, a jakby nie chciał kto z nimi iść, to bili i zabijali. Ale w każdej wsi było dosyć takich, co chętnie do nich przystawali: jedni dla rabunku, inni chowali różne zemsty za pańszczyznę, a z resztą zrobiła swoje wódka.”
Powstanie, które przeszło do historii pod nazwą krakowskiego, wybuchło pomimo marnego przygotowania, aresztowań i braku poparcia chłopów. Kiedy 21 lutego 1846 roku na ulicach Krakowa padły pierwsze strzały, kilkadziesiąt kilometrów na wschód, od kilkunastu godzin trwało piekło. Powstańcy nie mieli początkowo świadomości, co dzieje się w tarnowskim i okolicach. A chyba nikt, łącznie z inspiratorami wydarzeń, austriackimi urzędnikami, nie podejrzewał, że sprawy zajdą tak daleko, że jedynym adekwatnym określeniem na to, co działo się od 18 lutego 1846 roku w Galicji, będzie rzeź.

Jako jedno z pierwszych na ziemi tarnowskiej zostało zaatakowane domostwo państwa Wolskich. „Zdarto z niej suknię i obnażoną, powrozami pokrępowaną, rzucono na ziemię. W tym stanie zostawała znaczny przeciąg czasu, wystawiana na najohydniejsze naigrywania, śmiechy i szyderstwa. Poczem kłuli jej ciało widłami i osękami, póki wśród takich męczarni życia nie zakończyła” – opisuje A. Tessarczyk los pani Wolskiej, po czym dodaje, co spotkało jej męża: „Było to pod lasem na przeciw kuźni kowala, między Tarnowem i Pilznem, gdzie bity pięściami, tłuczony cepami, kłuty widłami, splwany, spoliczkowany wśród okropnych męczarni życie zakończył.”
W ciągu kilku dni uzbrojone w gospodarskie narzędzia bandy zniszczyły i ograbiły ponad pół tysiąca dworów. Nie szczędzono ich mieszkańców. W samym cyrkule tarnowskim unicestwione zostało 90 proc. domostw ziemiańskich.

Wróćmy na koniec do tarnowskiego starosty, Breinla von Wallerstern. Pośród podburzonych chłopów rozniosła się wieść, że starosta płaci 5 złotych reńskich za pojmanego szlachcica, a 10 złotych – za zabitego. „W jeden dzień zwieziono przed tarnowski urząd 146 trupów, zmasakrowanych tak straszliwie, że zidentyfikowano tylko 30 ciał. Starosta zaprzeczał później, jakoby płacił za morderstwa, choć przyznał, że rozdał chłopom 4000 zł „w nagrodę za wierność cesarzowi”.
Kiedy powstanie krakowskie upadło, „wierni cesarzowi” chłopi zostali spacyfikowani przez siły austriackie. Pańszczyzna wróciła. Zniesiono ją dwa lata później – po „Wiośnie Ludów”.
Za: Agata Żak (Gazeta Krakowska)
Ryszard Zaprzałka