
Wojna o pomniki – jak to czasami jest nazywane – trwa od zawsze, co powinno każdemu uświadomić istotną rolę symbolu w polityce, a zaraz potem znaczenie tzw. polityki historycznej. Tożsamość narodowa nie jest efektem produktu krajowego brutto, ale już na pewno tego, czy na czapce naszego żołnierza jest orzełek i czy nad nim jest korona, czy też jej nie ma… Słowo „pomnik” możemy traktować metaforycznie, ale w potocznym rozumienie jest to po prostu kawałek granitu czy spiżu „zaklęty” przez jakiegoś artystę rzeźbiarza w formę – niech będzie, że architektoniczną. Tak czy siak mamy do czynienia po prostu ze sztuką.

Trudno przecenić to, czym dla polskości jest na przykład Pomnik Grunwaldzki w Krakowie. Ale współcześnie są i inne równie istotne dla nas monumenty. Jedne jakby oczywiste i obecne w przestrzeni publicznej bez względu na zmiany polityczne w kraju i szerzej na świecie (np. Pomnik Fryderyka Chopina w Łazienkach). Inne, z przyklejonym epitetem: „kontrowersyjne”, stają się pretekstem do indoktrynacyjnych doraźności (np. Pomnik Zaślubin Polski z Morzem w Kołobrzegu czy Pomnik „Rzeź Wołyńska” w Domostawie). Są i takie, o których „nie wolno głośno mówić” (np. Kolumna Adama Mickiewicza we Lwowie). No i w końcu mamy także pomniki, które nie powstały, choć jak najbardziej powstać powinny. W tej grupie najważniejszym – i to ze względu na naszą Niepodległość – zdaje się być brak pomnika Bitwy Warszawskiej, czyli pomnika „Cudu nad Wisłą”.

Oczywiście, że chciano go wybudować. I kiedyś, i całkiem niedawno przy takich okazjach, takich pozytywnych wzmożeniach patriotycznych odwoływano się do wpisanego w naszą cywilizacje, w tradycję antyczną symbolu łuku tryumfalnego… Zmarły w 1928 r. polski architekt oraz malarz, Stanisław Noakowski, wykonał szereg rysunków bram tryumfalnych, które wpisał w cały cykl polskich „Bram Wolności”. Niestety, wszystko pozostało na papierze, jak i konkretny projekt wielkiego łuku triumfalnego z roku 1939, który miał powstać na Placu Na Rozdrożu i według autora, Ivana Meštrovicia, miał przypominać zwycięstwa polskiego żołnierza na przestrzeni dziejów.

Tak więc zamiast pomników i łuków tryumfalnych w czas dwudziestolecia międzywojennego Bitwę Warszawską upamiętniano jedynie podczas uroczystych państwowych akademii i capstrzyków. Były też liczne wydawnictwa pamiątkowe, tablice i pomniczki (tylko pomniczki). W tym kontekście szczęśliwym okazało się powstanie Cmentarza Obrońców Warszawy w Ossowie. I tak naprawdę od ponad wieku jest on jedynym konkretnym miejscem, jedynym „pomnikiem” upamiętniającym największe polskie zwycięstwo XX-go wieku. To właśnie tam, w okolicach niewielkiej mazowieckiej wsi, 14 sierpnia roku 1920 zginęło kilkuset żołnierzy ochotników, w tym studentów i gimnazjalistów z warszawskich szkół. I tam, na terenie dawnego wojskowego carskiego poligonu zostali oni pochowani w zbiorowych mogiłach, nad którymi wzniesiono kamienny obelisk z takim oto napisem:
Siedemkroć odpieraliśmy
hordy bolszewickie i tu
padliśmy u wrót stolicy
a wróg odstąpił…
Bardzo szybko, bo już we wrześniu tamtego pamiętnego roku ustawiono również duży drewniany krzyż w miejscu, w którym zginął kapelan 236. ochotniczego pułku piechoty, ks. mjr. Ignacy Jan Skorupko. Jednocześnie – i na pewno nie przypadkiem – jest to miejsce, do którego najdalej dotarli czerwonoarmiści. Cztery lata później na odrębnej tablicy pomnikowej uwieńczono 69 nazwisk poległych naszych żołnierzy, których udało się zidentyfikować. I tyle, gdy chodzi o oficjalne upamiętnienie.

Obok cmentarza w roku 1928 zbudowano jeszcze kaplicę pod wezwaniem Matki Boskiej Zwycięskiej, co zainicjował Jan Zaorski, ojca jednego z poległych pod Ossowem. W kaplicy znajduje się kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej i kopia (co jakby oczywiste) obrazu Jerzego Kossaka „Cud nad Wisłą”.
Również pozaoficjalną była inicjatywa żołnierzy 36. pp. Legii Akademickiej, którzy w 1925 r. ufundowali w Ossowie obelisk poświęcony ks. Ignacemu Skorupce (skądinąd czekał on na postawienie aż cztery lata). Na tablicy czytamy:
W obronie ojczyzny prowadząc żołnierzy do ataku poległ śmiercią bohaterską ks. mjr Ignacy Jan Skorupka kapelan 236 pułku legii akademickiej. Duszę i ciało nasze wydaliśmy za prawa ojczyste, wzywając Boga, aby narodowi naszemu był łaskawym.
Od września 1939 r. przez cały okres okupacji niemieckiej i potem w PRL-u teren wokół cmentarza był niedostępny. Że Niemcy tak postąpili, to oczywiste: po co Polacy mają w czas okupacji przypominać sobie swoja wielkość. Że komuniści, to też oczywiste, no bo jak Polska Ludowa ma czcić pamięć tych, którzy obronili Polaków przed komunizmem. Zresztą już w 1944 r. Sowieci podchodząc pod Warszawę, dali jakby konkretną wskazówkę co do Ossowa, ścinając pamiątkowy krzyż, który użyli na opał. Aż do lat 90. XX wieku władze przesunęły tutaj granice rembertowskiego poligonu tak, że w efekcie kaplica i cmentarz znajdowały się w jego obrębie, a przed wejściem stała tablica z napisem: „Teren Wojskowy – wejście grozi śmiercią”.
Czy coś się zmieniło po tzw. upadku komunizmu, po owej zmitologizowanej transformacji? Odpowiadając trzeba przywołać gorzkie powiedzenie, że „bardzo wiele trzeba zmienić, aby zostało po staremu”. Ossowski pomnik–niepomnik „okadzano” więc na różne propagandowe sposoby. W sierpniu 1992 r. (a więc już po słynnej „nocnej zmianie) na uroczystościach przy kaplicy w Ossowie pojawił się prezydent Lech Wałęsa i „świeżutki” premier Waldemar Pawlak.
Kolejne sierpniowe rocznice zaliczali kolejni decydenci i wygłaszali okrągłe przemówienia. Na przykład we wrześniu 1997 r. prezydent Rzeczpospolitej na emigracji Ryszard Kaczorowski, a obok niego premier Jerzy Buzek i wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew. Okazją do tego było otwarcie nowo wybudowanej szkoły, którą mianowano (a jakże!) – Pomnikiem Pamięci Bohaterów Bitwy Ossowskiej 1920 roku.
Przy okazji kolejnych sierpniowych rocznic „ubogacało się” również cmentarne „założenie pomnikowe” i jego okolice. W 1998 stanął pomniczek gen. Józefa Hallera ufundowany przez Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce (czyli znów nie przez urzędujące w Warszawie władze). Ten pomniczek to zresztą tylko replika postaci generała z oryginału odsłoniętego trzy lata wcześniej we Władysławowie. Natomiast w 2006 przy kaplicy na małej kolumnie umieszczono standardowe, powielane w setkach egzemplarzy popiersie Ojca Świętego Jana Pawła II.

Ostatecznie w roku 2025 otwarto w Ossowie do bólu modernistyczny i do bólu multimedialny oddział Muzeum Wojska Polskiego – Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 r. Trudno o skuteczniejszy sposób na pacyfikację żywej historii w nowoczesnej muzealnej naftalinie.
Pomnika jednak nie wybudowano, choć „po drodze” Trzecia Rzeczpospolita miała ku temu okazje wyjątkowe i więcej niż symboliczne, bo przecież setną rocznicę bitwy warszawskiej, a dwa lata wcześniej setną rocznicę odzyskania Niepodległości. I znów, ktoś się deklarował, ktoś obiecywał, a skończyło się jak zawsze.
Na dość surrealny dowcip zakrawa w tych okolicznościach fakt, że jedyna poważna propozycja, jedynie prawdziwa i z serca płynąca była autorstwa Jana Pietrzaka, a więc człowieka kojarzonego przede wszystkim z kabaretem. Autor współczesnego polskiego „hymnu”, pieśni „Żeby Polska była Polską”, w roku 2015 zaczął poprzez założone przez siebie Towarzystwo Patriotyczne rozprowadzać cegiełki na budowę pomnika Bitwy Warszawskiej. Okazało się jednak, że opór władz stolicy kraju był ogromny i po paru latach bezskutecznego zabiegania różne miejsca w centrum miasta, architekt Marek Skrzyński wymyślił, że można taki pomnik postawić wprost w nurcie Wisły, a więc poza jurysdykcją miasta. Pomysł, na pierwszy oka ogląd był tak absurdalny, tak niezwykły, że aż genialnie prosty i jednocześnie oczywisty symbolicznie. Pomnik miał stanąć, wedle pomysłu architekta pomiędzy wejściem do Portu Praskiego a Mostem Świętokrzyskim, a więc w samym centrum Warszawy, a dzięki swym 150 metrom wysokości byłby widoczny zewsząd, a jednocześnie – jak to uzasadniał Skrzyński – nie konkurowałby ze swym architektonicznym otoczeniem. Podczas spotkania w Galerii Foksal 4 września 2017 r., kiedy przedstawiono wizualizację pomnika, architekt tak opisał swoją wizję:
Ja tak sobie wyobraziłem, że poza wszelką sprawą symboliczną, ideologiczną, moim marzeniem było, żeby ten łuk był architekturą utkaną z chmur, powietrza, wody i światła. Żeby to nie był ciężki, masywny łuk jakimi łuki tryumfalne bywają. Również w sferze ideologicznej to mi pasuje, bo to nie jest pomnik brutalnej siły wojskowej czy politycznej – to jest pomnik ducha narodu.
A Jan Pietrzak tak to wtedy podsumowywał:
Przez tyle lat rządzenia przez te różne władze, przez dwadzieścia kilka lat niepodległości, istnienia III Rzeczypospolitej – ja nie mogę doczekać się postawienia w stolicy pomnika Bitwy Warszawskiej. Może na stare lata robię się coraz bardziej nerwowy i mam coraz mniej cierpliwości. Ale z uporem o tym przypominam i pokazuję wszystkim, którzy się tym interesują, że ta sprawa ma wielką wagę. Ona dotyczy naszego ducha narodowego, naszej dumy, o której tak chętnie mówią politycy, a którą nam najdobitniej przedstawił w swoim przemówieniu prezydent USA. A Polacy? Bezradni, nie są w stanie poradzić sobie z prezydent Warszawy, która nie życzy sobie tego pomnika w stolicy. To jest po prostu irytujące.
Czytający to dobrze wiedzą, że ten pomnik nie powstał. Nie powstał też żaden inny, choć później próbowano oszukiwać Polaków kolejnymi obietnicami polityków (premier Mateusz Morawiecki; wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński; ministra (sic!) kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska) czy konkursem, którego efektem był obraźliwy dla polskiej pamięci narodowej „zwycięski” projekt obelisku przygotowany przez pracownię Nizio Design International, odpowiedzialną za ukończone (niestety) podobne antyestetyczne realizacje (np. Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie czy będące jeszcze w budowie Muzeum Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki w Okopach). Przedstawioną wizualizację porównywano prześmiewczo do obiektu przedstawionego na okładce albumu „Presence” zespołu Led Zeppelin, ale również do butelki wódki Wyborowej z kampanii promocyjnej tego trunku.

W Ossowie, który wielokroć się w tej opowieści pojawiał, jakiś pomnik jednak wybudowano i jest to na pewno znak czasu, a nadto symbol utraconej niepodległości i zakompleksienia obywateli III RP. Otóż 1 maja 2004 r. odsłonięto tam pomnik „zegar słoneczny – europejski drogowskaz”. Ma on formę głazu narzutowego, a jego wskazówka (gnomon) połączona jest z murowanym obeliskiem zwieńczonym figurą orła w koronie (dokładnie tak!) Zegar upamiętnia wstąpienie Polski w struktury Unii Europejskiej. Na obelisku jest napis „Polska’, graficzny symbol ryby jako znak chrześcijaństwa i napis „Europa. 1 Maja 2004”. Są też zaznaczone odległości do wybranych miejsc i obok historyczne daty, co według pomysłodawców ma kojarzyć się z walczącymi Polakami. Bardzo to dziwny ale i tendencyjny wybór, bo np. jest Moskwa ale nie m Berlina; jest Monte Cassino ale nie ma Lenino; jest Katyń ale nie ma wołyńskiej Huty Pieniackiej go czy podwileńskich Ponar; jest Grunwald ale nie ma Wiednia; jest Narwik ale nie ma Londynu itd. itp.
Podpisane pod tym horrendum Stowarzyszenie Przyjaciół Ossowa chce uświadamiać gości z zachodniej Europy, że „tu w 1920 roku nasi ojcowie obronili ich wolność i demokrację”. I jeszcze dopowiadają, że „Gdyby nie Ossów, nie byłoby Brukseli”…
Czy chodzi im o miasto, które od 1830 r. jest siedzibą króla i stolicą niepodległej Belgii, czy o tę unijną nową sowiecką Moskwę, jakże odległą od naszej Niepodległości…
Tomasz A. Żak (Pch24.pl)
Tekst jest fragmentem jednego z rozdziałów nowej przygotowywanej przez autora do druku książki, zatytułowanej: „Polska nie dla idiotów”.

















