
Gdzie przeżyła prawie całe swoje dorosłe życie, równe 77 lat. Mowa o zmarłej we środę 8 listopada 2023 r. o godz. 12.00 w swoim mieszkaniu w Tarnowie Pani Stanisławie Wiatr-Partyce, niezwykłej osobowości, sybiraczce i nestorce środowisk patriotycznych, działaczce społecznej i pedagog, prawdziwej Judymce i wybitnej poetce… Pierwszej tarnowiance, która została laureatką bardzo prestiżowej, ogólnopolskiej Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza (2014) za tom „Ballada o utraconym domu” (byłem wtedy w Warszawie razem z p. Stasią) i pierwszej nagrodzonej tarnowską „Szablą Niepodległości” (2013).

Pięknego człowieka i oddanego przyjaciela Teatru Nie Teraz, który uczcił ją spektaklem opartym na jej poezji pt. Nie odchodź mnie – tryptyk kresowy” (2019). Jako członek tego zespołu miałem zaszczyt bywać w jej w prawdziwie kresowym, polskim mieszkaniu przy ul. W. Rogoyskiego, gdzie długie godziny rozmawialiśmy o poezji i moich wierszach, których autorskiego wyboru dokonała do kolejnego tomiku moich słupków. Teraz ich roboczy zapis z jej odręcznymi uwagami będzie cenną pamiątką po naszych postojach pamięci… Szkoda, że nie doczekała się ich druku. Kiedy po wielomiesięcznej chorobie odchodziła na niebiański Olimp miała 93 lata. Pogrzeb Stanisławy Wiatr Partyki odbył się w piątek, 10 listopada o godzinie 10.00, na cmentarzu komunalnym w Tarnowie-Krzyżu, gromadząc rzadko tam oglądany tłum oficjalnych delegacji, przyjaciół i zwykłych zjadaczy chleba, których próbowała swoją działalnością i poezją w anioły przemieniać…

Powiem wam jak było
Najpierw zabrakło ojca
Została rozpacz, ból, strach
Potem zniknął dom
Zostało parę tobołków
I chora matka
Następnie rozpłynęła się Ojczyzna
W zamian był step
I wszystko obce
Potem nie było już nic
Zapomniałam jak wygląda jabłko
Kiedy się pisze „rz”
Jak się je widelcem
Wyrastałam jak kiełek w piwnicy
Na pohybel sobie
Powiem wam co było potem
Ojciec wrócił
Nazwiskiem na liście katyńskiej
– pisała pani Stasia w tomiku „Piołun z kropelką rosy”…

Od początku lat 90. poświęciła się przybliżaniu tragizmu Golgoty Wschodu. Wówczas to, jako jedna z pierwszych pedagogów w środowisku Tarnowa, przerwała półwieczne milczenie na temat Sybiru i Katynia. Będąc prezesem Rodzin Katyńskich i Związku Sybiraków, przez wiele lat opiekowała się całą sybiracką i katyńską rodziną, wychodziła naprzeciw ich potrzebom, starała się, aby zostali dostrzeżeni w środowisku. Współpracowała też z Towarzystwem Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.
Obdarzona szczególnym darem słowa, umiejętnością przekazu i pobudzeniem wrażliwości serca, a przy tym sama doświadczona Golgotą Wschodu jako sybiraczka i córka więźnia Kozielska oraz Ostaszkowa zamordowanego w Twerze, przez swoje oddziaływanie stała się najbardziej skutecznym nauczycielem historii. Wygłosiła ponad 2 500 prelekcji do ok. 29 tys. słuchaczy będących w różnym wieku, różnej profesji i wykształcenia. W latach 1993-1997 współtworzyła ok. 200 audycji radiowych „Tobie, Polsko”, które były emitowane na falach radia diecezjalnego „Dobra Nowina” (dzisiejsze radio RDN Małopolska). Przeprowadzała warsztaty edukacyjne dla młodzieży szkół średnich, realizowała projekty dla nauczycieli. W Klubie Inteligencji Katolickiej w Tarnowie prowadziła wieczory patriotyczne.

Swoje przeżycia opisywała w wierszach. Niektóre zostały opublikowane w wydanych tomikach „Piołun z kropelką rosy”, „Zapomniana melodia”, „Ballada o utraconym domu”, „Powiem wam jak było” i w wielu antologiach. Nie wszystkie zostały wydane. Ból przyjął papier, ale – jak mówiła – „świat zdaje się jeszcze na niego niegotowy, bo Golgota Wschodu to krzyż, który nadal trwa. Na nim wciąż ktoś umiera”. Wielu z nas tego nie widzi. Polska nadal nie może doliczyć się ofiar Katynia, wywiezionych na Sybir, a na rzeź wołyńską nie chce nawet patrzeć, tak straszna.

Stanisława Wiatr Partyka urodziła się 27 maja w 1930 roku w Nieświeżu w województwie nowogródzkim (dzisiejsza Białoruś). Była córką Jana Wiatra, uczestnika wojny 1918-1921, funkcjonariusza Policji Państwowej, więźnia Kozielska i Ostaszkowa zamordowanego w Twerze. Wyrok śmierci na Jej ojca został podpisany 13 kwietnia 1940 roku, w tym samym dniu wyruszył transport wiozący Stanisławę i Jej matkę na Sybir. Na dalekiej północy Kazachstanu zaczęła pisać wiersze. Wiersze podobały się nauczycielce historii, Hannie Igielskiej, która namawiała do pisania, „bo wszyscy będą chcieli wiedzieć”.
Z zesłania Stanisława Wiatr wróciła do Polski w 1946 roku i i nikt nie chciał wiedzieć. Opowiadała potem: „Moje rusycyzmy mozolnie likwidował wspaniały nauczyciel i niezwykły człowiek, pan Leon Syguliński i on mnie, zdziczałą, oswoił z Tarnowem. Potem była prof. Maria Orłowska i prof. Władysław Kurowski. Kazali pisać, więc pisałam do szuflady”.
W Centrum Kształcenia Ustawicznego założyła zespół „Sybiracy” i dla nich wyjęła z szuflady swoje wiersze. Podporządkowała swoje życie pracy w Związku Sybiraków i w Rodzinie Katyńskiej. Współpracowała też z Towarzystwem Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.

Poniżej mój tekst z wywiadem, jakiego udzieliła mi pani Stanisława Wiatr-Partyka, po powrocie z Golgoty Wschodu, gdzie 2013 roku miasto Nieśwież nadało jej tytuł Honorowego Obywatela. Wywiad ukazał się także w prasie białoruskiej i odbił się głośnym echem w diasporze polskiej w Nieświeżu.
To naprawdę honor urodzić się w Nieświeżu!
Stanisława Wiatr-Partyka. Urodzona w 1930 r. w Nieświeżu w woj. nowogrodzkim. Córka Jana Wiatra, uczestnika wojny 1918-21, funkcjonariusza Policji Państwowej, więźnia Kozielska i Ostaszkowa. Nie miała rodzeństwa, była jedynaczką. Pani Stanisława nie miała jeszcze 9 lat, gdy zaczęła się wojna. Choć była małą dziewczynką, pamięta wszystko od samego początku. Miała zaledwie 10 lat, gdy w Twerze, 13 kwietnia 1940, zamordowano jej ojca, a ją wraz z matką, tego samego dnia, jako element niebezpieczny, w bydlęcych wagonach wywieziono na Wschód. Dorastała na stepach północnego Kazachstanu – najpierw w Ilince, potem w Jawlence, gdzie w tamtejszym kołchozie z matką spędziła długie, chłodne i głodne 6 lat. Po latach zesłania wróciła do Polski w 1946 r. Zamieszkała w Tarnowie – rodzinnych stronach swojego ojca. Początek – od zera: ciężka choroba matki, nauka, studia, praca pedagogiczna w tarnowskich szkołach średnich, przekazywanie piękna słowa. Ciągle aktywna, zawsze na najwyższych obrotach…Gotowa do dawania świadectwa.
Proszę opowiedzieć, jak doszło do przyznania Pani – polskiej patriotce i sybiraczce – przez leżący na Białorusi, rządzonej przez reżim Łukaszenki Nieśwież, Honorowego Obywatelstwa.

– Sama się dziwię. Jeszcze się nie oswoiłam z tym zaszczytnym tytułem. Jeśli Nieśwież chciał uhonorować kogoś spośród Polaków, którzy tam się urodzili, a teraz od Nieświeża dzieli ich granica, to naprawdę mieli duży wybór. I nie są to ludzie „napiętnowani” Sybirem czy Katyniem. Czy funkcjonariusze „reżimu” przeoczyli charakter mojej działalności, tematykę moich wierszy? Raczej nie było to możliwe. Moje książki są w bibliotece Domu Polskiego od lat, dzieci deklamują wiersze na konkursach, a miejscowi poeci zadbali o wierny przekaz treści i charakteru. Nie unikali słów „katyński las”, nie kamuflowali licznych opisów zesłania. Poeta Włodzimierz Żyłko to były prokurator, na pewno więc był świadom tego, co robi. Nie bał się Łukaszenki? Przetłumaczył najważniejszy dla mnie wiersz „Rodzicom” , którego fragment jest umieszczony na rodzinnym grobowcu. Myślę, że może warto zweryfikować „obiegowe” czy „obowiązujące” spojrzenie na Białoruś – nie tylko zresztą w tej płaszczyźnie. Pomóc w tym może książka Lecha Niekrasza „Wojna z reżimem Łukaszenki”. Naprawdę nie wszystko jest tak jednoznaczne, jak nam przedstawiają…
A jak wyglądała sama wyprawa do Nieświeża, kto ją zorganizował i brał w niej udział?
– Moje wyprawy na Białoruś zaczęły się dość dawno. W Warszawie istnieje, działa i jednoczy nieświeżan z całego świata (dosłownie!) Stowarzyszenie Nieświeżan, Przyjaciół 27. Pułku Ułanów im. Króla Stefana Batorego. Takie sobie kresowe stowarzyszenie, zdawałoby się jedno z wielu, wyróżniające się jednak tym, że spotkania odbywają się regularnie i wyjazdy-pielgrzymki są organizowane każdego roku. Bywało, że jechały 2 autokary. Ubywa nas, teraz przeważają potomkowie i nieświeżanie „z wyboru” . Pojechali raz i Nieśwież ich oczarował. Jeżdżą więc regularnie. I z Tarnowa też. Jest ich coraz więcej!

Jak wynika ze skąpych relacji medialnych, sama uroczystość wręczenia Pani Honorowego Obywatelstwa miasta Nieśwież miała bardzo podniosły charakter. Proszę o niej opowiedzieć.
– Uroczystość, w której uczestniczyłam, była rzeczywiście podniosła. 3 lipca to Święto Niepodległości Białorusi. Barwny pochód – radosny, kolorowy, baloniki, kwiaty, tańce . I naprawdę nie kojarzyło się to z dawnym 1 maja! Szła szlachta i rycerze, tańczono poloneza, a spektakl „z epoki” przywołał całą dynastię Radziwiłłów, bo trzeba powiedzieć, że Nieśwież był radziwiłłowski i właściwie nadal jest… Przy przecinaniu wstęgi w uroczystości otwarcia pięknie odrestaurowanego zamku uczestniczyli m.in. książęta Michał i Mikołaj Radziwiłłowie.
A w samej w uroczystości uczestniczyła liczna delegacja Samorządu Powiatu Tarnowskiego ze Starostą Romanem Łucarzem i Zbigniewem Karcińskim – Przewodniczącym Rady Powiatu na czele. Pięknie się prezentowali, wyróżniali się elegancją wśród wszystkich delegacji Miast Zaprzyjaźnionych z Nieświeżem, a było ich wiele.

Ja zostałam uhonorowana podwójnie. Oprócz przepasania wstęgą i otrzymania „Zaświadczenia o Honorowym Obywatelstwie ” z rąk mera miasta Nieśwież, otrzymałam najważniejsze wyróżnienie Powiatu Tarnowskiego – „Grosz Ziemski Tarnowski ” i to było dla mnie duże wzruszenie: Nieśwież – Tarnów, moje dwa miasta, tak razem…
Świętowano cały dzień. Koncerty, iluminacje, fajerwerki na całe niebo, podświetlona fontanna, całe rodziny z dziećmi na rynku, w parku, na zamkowym dziedzińcu. Białorusini umieją świętować, oni są radośni naprawdę!

Nieśwież to Pani rodzinne miasto. Jak je Pani wspomina z czasów dzieciństwa, przerwanego dramatem wywózki na Sybir?
– Och, wspomnienia. Ależ ja nic nie robię innego tylko wspominam! Naprawdę. Wspomnienie Nieświeża na Syberii dawało siły do przetrwania. Nieśwież uosabiał Polskę . W ciemnej, zimnej ziemiance długo w noc mama opowiadała mi o Nieświeżu i to była najpiękniejsza, niekończąca się bajka. A ja teraz cały czas o tym piszę i mówię, czy na spotkaniach z młodzieżą, czy w klubach, czy przy każdej innej okazji. To dla mnie zaczarowane miasto…
Jak Pani znajduje je dziś, po latach?
– Nieśwież po latach? Inny i ten sam. Paradoks? Nie! Moim punktem odniesienia jest Brama Słucka. Stoi. Ta sama. Ale już nie sklepik z pamiątkami w środku i bylejakość dookoła, jak wtedy, gdy Białoruś była sowiecką republiką. Mer oddał Bramę Słucką katolikom, najpierw pięknie ją wyremontowawszy. I jest tam znowu kaplica. Wycieczki z Polski przychodzą i nie wierzą oczom. Płaczą. Kaplica (poświęcona!) jest też na zamku i komnaty wiernie odtworzone, jak przed wojną. I wszędzie polskie orły. Na bramie do parku, na kaflach na ratuszu, gdzie zresztą jest muzeum polskie. A na zamku orzeł jest prawie w każdej komnacie. I w herbie Nieświeża, bo to herb Radziwiłłów jest herbem miasta.

Ratusz jest piękny, króluje na Rynku. Podniesiono mu wieżę według starych grafik. Rynek jest inny. Był zbombardowany, ocalał tylko Ratusz i jeden dom. Ale np. gmach biblioteki w stylu klasycystycznym pięknie wkomponowano w Rynek. Zostało to samo jezioro, pielęgnowany pieczołowicie park, odrestaurowane polskie zabytki, no i domki, domki, werandy, werandy, kolorowe ogródki. Uderza czystość, brak graffiti, brak reklam, mnogość kwiatów. I ludzie. O, to osobny temat, a mówiąc krótko – są wspaniali. Wiele mam na to przykładów, nieprawdopodobnych zdarzeń, chcę podkreślić poczucie godności i ciepły, serdeczny stosunek do Polski, do Polaków. Oni nas kochają. Tak. Muszę wymienić dwa nazwiska: moim bohaterem jest pan Anatol Żołnirkiewicz – ostatni szlachcic na Ziemi Nieświeskiej. Natomiast moją bohaterką jest nieświeżanka z pochodzenia, pani doktor Wiktoria Dziwota-Żukiewicz, która urodziła się na Syberii, mieszka w Świnoujściu, a rządzi w Nieświeżu.

Rozmawiając o wyróżnieniu, jakie Panią spotkało, nie sposób nie zapytać o polską diasporę w Nieświeżu i na Białorusi w ogóle. Jak wypada porównanie z Polakami na Ukrainie?
– To akurat jest dla mnie trudne pytania, a nawet bardzo trudne. Nie chciałabym wdawać się w politykę, a tu musiałabym opowiedzieć, ile krzywd wyrządziła Polakom Andżelika Borys. Szok? Widzi Pan? I na tym poprzestanę. Ale chętnie dodam, że wszystkie kościoły Polacy odzyskali bez walki, już na samym początku oddzielenia się Białorusi od Rosji, że w ubiegłym roku uczestniczyłam w uroczystości – konsekracji kościoła w Klecku, a głównym sponsorem był 94-letni pan Wacław Wierzbicki, żołnierz spod Monte Cassino, obywatel USA, który co roku przyjeżdża z nami do Nieświeża. Kościoły są pełne wiernych. A jak się modlą! Jak śpiewają… A Ukraina? Powiem tyle: w niczym, ale to dosłownie w niczym Białoruś Ukrainy nie przypomina. Nie ma porównania.

Z tego, co wiem, Pani wyprawy na Kresy Wschodnie nie ograniczają się li tylko do działalności patriotycznej i sentymentalnych powrotów, ale sprawiają, że jest Pani obecna w tamtejszym obiegu kulturalnym poprzez publikacje i tłumaczenia pani wierszy, spotkania autorskie i koncerty, na których śpiewane są Pani wiersze…
– Moje pierwsze „utwory” rzeczywiście powstały na zesłaniu – w Północnym Kazachstanie. To już była Syberia. Tam się zaczęły w mojej dziecięcej samotności i rozpaczy rozmowy z Bogiem, monologi-modlitwy, które następnie zapisywano, a krąg zainteresowanych się powiększał. To tam podjęłam nieuświadomioną jeszcze misję utrwalania, przekazywania Prawdy o zesłańcach. Potem to już było zobowiązujące: rośnij, a jak wrócisz, powiedz o nas’.
W tym miejscu nie sposób nie zapytać o Pani wiersze – i te pisane po polsku, i te pisane po rosyjsku. Które były pierwsze i co sprawiło, że zaczęła Pani tworzyć na tamtej syberyjskiej „nieludzkiej ziemi”?
– Tak, pisałam też po rosyjsku, bo przyszedł taki czas, że po rosyjsku mówiłam lepiej niż po polsku. Wszystkie dzieci zresztą. Och, jak ciężko było z takim „bagażem” wrócić! Niewyobrażalnie ciężko. A reminiscencje są do dziś. Taki cierń ostatnio wpadł w samo serce. Na spotkaniu z jedną z klas – 50 lat po maturze – padło pytanie: „A ile wierszy napisała pani o Tarnowie? Przecież Tarnów was przyjął! Nas? – to znaczy kogo? Przyjął? To znaczy mógł nie przyjąć, tak? Boli. Na szczęście nie wszyscy tak postrzegają Sybiraków. Kocham Tarnów, jest piękny, mam tu przyjaciół, Sybiracy mają tu swój kąt. Dom Polski w Nieświeżu jest jednak większy, zasobniejszy, własny. Czy z tego coś wynika? Nie wiem, ot, nasunęła się paralela.

Pamięta Pani swój debiut?
– Mój debiut? Tak. Nietypowy. Wygrałam w szkole konkurs na wiersz. W rosyjskiej szkole. Był tam taki czas, że polskie dzieci objęto obowiązkiem szkolnym. No więc wygrałam i w nagrodę miałam wystąpić z tym wierszem w rejonowym radiowęźle. Towarzyszył mi nauczyciel. Boziu! Dorwałam się do mikrofonu i jednym tchem wyrecytowałam:
Kochamy Cię , Tatusiu,
Dbaj o swoje zdrowie,
Pozdrawiam Cię Tatusiu
W dalekim Ostaszkowie!
W swojej naiwności byłam pewna, że mój głos do Ojca doleci… Ach, co potem było! Nauczyciel blady jak ściana, przerażony, powtarzał: „Czto ty takoje skazała?”. Mikrofon wyłączono, ale „debiut” się odbył . We wszystkich ziemiankach „kołchoźnik” przemówił po polsku.
A jak obecnie wygląda Pani dorobek literacki? Co aktualnie „na warsztacie”? Słyszałem o książce, zbiorze listów „do Pani S.”…
– Do tej pory napisałam: „Piołun z kropelką rosy”, „Zapomniana melodia, czyli Lacrimoso Polski”, „Powiem wam, jak było”, „Powrót do Sanato” i „Nieśwież w sercu i snach” (część I). To wszystko wiersze. Jest jeszcze powieść „Panna na Bukowcu”. Są jeszcze teksty piosenek, eseje – znane dość szeroko w określonych środowiskach: sybirackich, katyńskich, kresowych. Za granicą nic nie wydawałam, rozchodziło się samo… Moi wydawcy to: Muzeum Okręgowe, Starostwo Powiatowe, Ośrodek Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, Rodzina Katyńska. Natomiast „Listy do Pani S.” to nie ja! To pan Tomasz Żak do mnie. To niebawem będzie dostępne pod tytułem „Dom za żelazną kurtyną”. Czekam na tę książkę, bo zainspirowała Autora pielgrzymka do Nieświeża właśnie. Ja tam napisałam tylko jeden list – do pana T. Posłowie.

A dopełnieniem naszej rozmowy niechaj będzie jeden z moich nieświeskich wierszy:
Sen się kończy, jak wszystko. I jakie to dziwne:
Pozostało daleko moje miasto rodzinne…
Moje szczęście i radość… i rana wciąż świeża…
Jestem tu. Jak daleko… jak blisko Nieświeża…
Proszę już o jedno – usłysz szept pacierza
Kiedy nas nie stanie, nie odchodź z Nieświeża!

Rozmawiał: Ryszard Zaprzałka