
czyli
moje Pasje utajone. Portret obok – „Spojrzenie” akryl 2017.
To ostatnia część zamykająca pierwszy rozdział unikalnych wspomnień Bożeny Kwiatkowskiej. Nasza bohaterka to kobieta, która urodziła się z batutą w dłoni…To jedna z najbardziej wyrazistych osobowości tarnowskiej kultury, o iście renesansowych horyzontach, kobieta instytucja, a przy tym osoba bardzo ciepła i wrażliwa, emanująca zda się niespożytymi siłami witalnymi. Pisze wiersze, maluje i haftuje, uczy i studiuje, ale przede wszystkim komponuje i dyryguje. Pierwsza część jej postojów pamięci pt. “Moja przygoda z batutą” ukazała się w formie książki przed wakacjami w 2023 roku, drugą część pt. “Batuta – pasja nieutajona”czyli ciąg dalszy mojej przygody” może uda się przygotować wkrótce do druku. W przygotowaniu jest już część druga pt.,, Chór Harmonia’’. I podobnie, jak w przypadku części pierwszej, będziemy drukować kolejne jej rozdziały. Nasz portal jest patronem medialnym całego projektu. Tym razem nasza bohaterka, po raz kolejny, wraca do wspomnień związanych z jej wielką pasją, jaką było dyrygowanie, komponowanie i kreowanie nowych wydarzeń muzyczno-teatralnych. Czyli: scena, śpiew, opera, malowanie, pamiętniki, projektowanie, stylizacja, aranżacja wnętrz…

Portret malowany ze zdjęcia babci – gwasz 2016.
Pisałam już wcześniej, że właściwie zostałam (poczęta) na scenie bo mama śpiewała gościnnie tuż po wyzwoleniu w Teatrze Solskiego (wtedy to było towarzystwo Sokół) kiedy była ze mną w ciąży…. I chyba jeszcze o tym wtedy nie wiedziała bo przecież nie było usg…
Musiała mnie scena porwać, bo od dzieciństwa kochałam śpiew, teatr, wszelkiego rodzaju (występy), wszak miałam to po babci Januszowej, dla której scena była powołaniem, jako śpiewaczki operowej. Niestety nie spełniona jako wokalistka ponieważ gdy wyszła za mąż za dziadka Karola Janusza, wstęp na scenę zamknął jej taśmą z napisem: dom, rodzina, dzieci – więc nie mogła się realizować w pełni jako śpiewaczka-aktorka. Na szczęście dziadek był na tyle wysokim stanowisku w fabryce kosmetyków we Lwowie, że mógł pozwolić sobie na zatrudnienie (służących – tak to się wtedy paskudnie nazywało), co rezonuje w mojej duszy, wrażliwej na krzywdę wszystkiego co żyje poczuciem wolności i niezależności wobec drugiego człowieka i natury oczywiście…

Ja w stroju mojego projektu, wyk. Lucyna Kawa – do operetki ,,Zemsta Nietoperza’’. Dębica 2017.
I znowu skok w przeszłość… Dzisiaj już rozumiem z czego wywodziło się we wczesnym dzieciństwie to moje poczucie wolności, dumy dziecięcej i godności. Nie dałam się zakuć w kajdany bezwzględnego posłuszeństwa i karności, jakich wymagała ode mnie moja matka.
Wtedy tego nie rozumiałam, bo byłam za mała, a później za mało dojrzała aby potrafić uporać się z tym tematem. Jakże wiele nie rozumiałam, nie pojmowałam, jak bardzo długo to trwało, chyba z kilkadziesiąt lat.

Moja domowa pracownia…
Myślę, że to moje poczucie niezależności i wolności rozumiał jednak mój mąż Jurek, choć nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Bo wtedy te tematy z psychologii były nieznane… psychoterapia i psychologia nie śmiało wychylała się z nieprzeniknionej zasłony wiedzy, jaką była medycyna i brak otwartości na problemy ludzkiej ,”psyche”. Ale chyba instynktownie to czuł, będąc przecież numerologiczną dziewiątką, jako liczbą mistrzowską, o których to cechach i właściwościach ludzi z darem przewidywania wtedy nie wiedziałam. Dla ciekawości, ja jestem numerologiczną trójką a więc: TRÓJKA I DZIEWIĄTKA – co za wspaniały duet, niestety odkryty dopiero, gdy jedna część DUO przeszła już do innych wymiarów…
Jurek wiedział, że nie dam się wziąć w cugle i tych cugli mi nie skracał, mając do mnie pełne zaufanie gdy przebywałam w innych przestrzeniach np. w sanatorium do którego musiałam jeździć ze względu na mój stan zdrowia. Zdawał sobie sprawę z tego, że jestem atrakcyjna i moja osobowość fascynowała płeć brzydką, ale wiedział też że ja znam swoje granice, których nigdy nie przekraczam, ufał mi i wierzył, że jest dla mnie wsparciem, opiekunem i kimś najważniejszym w życiu.

Sztuka makijażu – zespół Tercjum 2010. Modelka Anna Waleszczyńska.
Scena… chyba miałam ją we krwi, teatr, zwłaszcza operę. I tą cechę ma po mnie mój syn Irek choć nie do końca się na niej sprawdził, mając ku temu wszelkie możliwości. I to nie przeze mnie lub ojca ale po prostu jego życie biegło zupełnie innymi torami niż moje i ja, pomimo licznych prób, nie potrafiłam go, „wyciągnąć na powierzchnię” ponieważ był za słaby żeby zrobić to sam, a jego partnerki życiowe nie potrafiły dostrzec potencjału, który w nim drzemał i sądzę, że nadal drzemie w nim choćby poprzez niespełnioną miłość do opery i sceny. Irek doskonale zna się na muzyce, zwłaszcza klasycznej, bo tak jak ja ma klasykę we krwi i to się również przekłada na jego styl osobowości.
Nigdy nie przeklina, ładnie buduje zdania i ja właściwie tylko z nim mogę porozmawiać fachowo o muzyce, instrumentarium, tajnikach harmonii i współbrzmieniu. Pisałam już wcześniej, że był solistą – basem w moich chórach, zespołach oraz widowiskach jakie tworzyłam. Jak tylko mogłam oswajałam go ze sceną, bo wiedziałam, że ma to genetycznie zapisane „po kądzieli i po jego przodkach”.

Wystawa – Galeria Hortar 2019 (obok mnie red. Jerzy Świtek).
Od dzieciństwa kochałam scenę choć nie cały czas na niej się realizowałam, bo po prostu nie miałam na to możliwości albo mnie na nią nie dopuszczano.
Śpiewać, śpiewać, śpiewać…. Chciałam tego od małego,wyrosłam na scenie, na konkursach chóralnych, w których brał udział mój chór „Harmonia”, aczkolwiek z biegiem lat głównie jako akompaniatorka.

Kamienna łza – akryl 2015.
Może rzeczywiście za mało się spełniłam jako wokalistka. Moja młodość przypadła na lata 50. i 60. a wtedy nie było jeszcze tyle konkursów i festiwali. Kochałam scenę, ale przez kompleksy i niską samoocenę miałam opory przed stanięciem przed publicznością. Wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie krytycznym okiem, na moje nogi czy też na dosyć skromny ubiór. Gdzieś wcześniej już wspominałam o tych moich skłonnościach do ,,postojów przeszłości”, ponieważ było tego tak bardzo dużo a wątków tyle, że nie sposób czegoś nie powtórzyć. Cały materiał, który czytelnik ma przed sobą, pisany jest na gorąco prosto z głowy i z serca, to co pamięć długa zdołała zachować na matrycy życia. Nie jest łatwo spamiętać wydarzenia sprzed 70 lat.
Dzięki rodzinnym umiejętnościom, wszyscy mieliśmy znakomitą pamięć a już szczególnie mój ojciec o czym wspomniałam także wcześniej. Ja po nim posiadam tę cechę, świetnej pamięci a także rozdzielności/podzielności uwagi w postaci wykonywania dwóch czynności naraz.

Stworzenie Świata – olej 2015.
Z pewnością moja wrodzona (lub nabyta) niepewność siebie i zbyt niska samoocena nie pozwoliła mi na pełną realizację się na scenie. Dopiero kilkadziesiąt lat później nabrałam pewności siebie i mogłam w pełni wyrażać swoją miłość do sceny, która tak mnie zawsze fascynowała, śpiewając m.in. w operze dębickiej. Temu tematowi poświęcę sporo miejsca w ostatnim rozdziale mojej książki.
Trzymając w dyscyplina moją skłonność do ,,rzeki pisania ‘’i do przedłużania moich postojów w pamięci muszę ten rozdział skomasować w jednej części choć właśnie w pasjach utajonych realizowałam się bez reszty i całą sobą.
Postanowiłam jednak jedną z moich głównych pasji -obok muzyki -czyli miłości do przyrody zwierząt ekologii i wszystkiego z tym tematem związanego przenieść do części trzeciej -ostatniej mojej książki.

Spotkanie autorskie – ZNP, spotkanie prowadzi red. Jerzy Świtek 2018.
Tutaj jeszcze chciałabym pozostać w pierwszym rzędzie przy literaturze. O mojej fascynacji i miłości do książek już pisałam, tak jak pisałam o moich pamiętnikach które zaczęłam pisać w wieku lat kilkunastu. Jedną z moich pasji pozostałych już w wieku bardzo dojrzałym jest poezja. Kilkaset wierszy napisanych w latach 2000-2025.
Pisałam bardzo dużo stylem klasycznym wierszem białym bez rymów i raczej są to długie rozważania, mogę to określić jako poezję refleksyjną, która powstała w szczególnym okresie mojego życia. Poezja trudna czasem zbyt intymna.
Do niektórych wierszy powstawały obrazy które już niejednokrotnie były eksponowane na wieczorach autorskich i wystawach(patrz rozdział poprzedni).

Fot. Jerzy Kwiatkowski 1975 -mój akt namalowany kredą 2015.
Moja pasja malowania zaczęła się równolegle z pisaniem poezji .Do niektórych wierszy komponowałam także muzykę wokalno-instrumentalną. Czyli synergia sztuk pięknych-muzyka ,poezja, proza, malarstwo…
Nie próbowałam liczyć moich pasji utajonych-obok muzyki ,malarstwa, poezji, prozy na rozwinięcie czeka jeszcze pasja do kwiatów, zwierząt projektowanie wnętrz, stylizacja przestrzeni i strojów: ogromna biblioteka książek oraz pokaźna kolekcja płyt.
To wszystko wiąże się bezbłędnie razem, płynnie przechodząc z jednej pasji w drugą. I o tym wszystkim wspominam w tej pierwszej części mojej książki w różnych fragmentach.

Podsumowując- no bo wreszcie trzeba to jakoś zakończyć- otrzymałam od Stwórcy tak wiele talentów iż często zadaję Mu pytanie czym sobie zasłużyłam na tyle darów. I zaraz nasuwa się wątpliwość czy pomnożyłam te talenty sprawiedliwie pomiędzy siebie ,ludzi i świat, czy czegoś nie zakopałam…
Ale patrząc na mój ulubiony obraz Serca Jezusowego w sypialni widzę uśmiechniętą twarz Mistrza i wiem, że nie sprawiłam mu zawodu. Nich więc dalej mi pomaga i prowadzi… poprzez drugą i trzecią część moich ,,postojów przeszłości ‘’.
Koniec części pierwszej ciąg dalszy nastąpi. Czytelników proszę o cierpliwość.
Tarnów 16:00 27 maj 2025
Bożena Kwiatkowska
Współpraca Lilianna Kwiatkowska i Dorota Bednarz.
Zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów autorki.

















