
W górnolotnych rozmowach o kulturze często zapominamy, że słowo to ma konotacje bardziej „przyziemne”. Wywodzi się od łac. colere, cultus agri „uprawa roli”. Również etymologiczne pokrewne wyrazy: kult, kultywowanie, kształcenie, które stanowią programową domenę Teatru Nie Teraz mają „agrarny” źródłosłów. Trzymając się tej konwencji można by nazwać spektakle wystawiane przez TNT podziwu godnym fenomenem „orki na ugorze”. „Na ugorze”, bo trójpolówka: kultury duchowej, kultury narodowej i kultury ludowej zasypana jest dziś wszelakim elektro-medialnym śmieciem, odłamkami „kamieni milowych”, postkomunistycznymi karpami, i na dodatek panoszy się na tym polu stado pstrokatych postmodernistycznych wron, które kracząc wydziobują resztki ziaren zdrowego ludowego rozsądku.

Dlatego teatralny płodozmian przynosi takie plony jak w ewangelicznej przypowieści o siewcy: w zależności na jaką glebę słowo-ziarno spadnie taki też wyda plon. Do „spulchniania ugorów” ludzkich serc Tomasz A. Żak wybrał twórczość Marii Konopnickiej. Czyli, mówiąc Wincentym Kosiakiewiczem wybrał: „przemytnictwo kontrabandy społecznej wśród artystycznych pozorów”. I dziś jest to pogląd większości naszej „inteligencji”. Co mnie nie dziwi. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że stosunek do Konopnickiej przekłada się w jakiś sposób na stosunek do Polski. Jest probierzem polskości. Bolesław Leśmian w liście do Zenona Przesmyckiego z 1898 r. pisał: „talent mój jest ani wielki, ani mały, stoję o dziesięć głów niżej od Konopnickiej”. Zaś Teofil Lenartowicz słał jej takie peany: „…muzyka Twojego słowa przypomina mi styl skromny a piękny świętej Teresy i wszystkie style wzniosłe: symphonialis est anima — lecisz w świat jasnych a smutnych istot — muzyka Twoja Cię zdradza.

To nie jest wyłącznie sprawa gustu, ale czegoś głębszego. Mickiewiczowskiego „wewnętrznego ognia”, ukrytego pod skorupą zeschłej lawy. Tam bije serca Narodu. Większość twórczości Marii Konopnickiej to jakby przełożone na język poezji mazurki Szopena. Dlatego jako remedium na otrzeźwienie Tomasz A. Żak, proponuje nam: „Zaśpiewać Konopnicką”. Oczywiście – możemy zaśpiewać, ale by odczarować Polskę oczadzoną informatycznym smogiem i pomieszaniem języków, nawet śpiewokrzyk to za mało. A już by rozbić zewnętrzną skorupę politycznej kołtunerii, i oberek z przytupem nie pomoże. Domyślam się, że lekcja jaką chce nam udzielić Tomasz A. Żak poprzez „śpiewanie” Konopnicką kryje się w trójcy archetypicznych płynów ustrojowych. Bo nie ma lepszego sposobu kształtowania ducha niż poprzez: krwi, pot i łzy. Tej trójcy nie zastąpi zwodniczy transhumanizm podszeptami starego węża: „będziecie jak bogowie…”.

Powinniśmy dodać: „Pokuty, pokuty…”. Ale na scenie trwają jeszcze zapusty. Od drzwi wejściowych przesuwa się pielgrzymka z procesyjnym sztandarem Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej, Gwiazdy Zarannej, której zawdzięczamy odzyskaną 1918 roku wolność. Bardzo wymowny „rekwizyt”, akcentujący katolicką Maryjność wskazujący wertykalnie na krzyż i niebo. Piękne ludowe stroje, w tej krotochwilnej odsłonie, karnawałowo-kolędowej mają coś w sobie baśniowego. Kusi nas urok wiejskiej Arkadii. Zaprasza do pięknie i obficie zastawionego swojskimi wyrobami tradycyjnego wiejskiego stołu, częstując kieliszkiem samogonu. Jest ewangelicznie i trochę etnograficznie.

Zespół folklorystyczny na dobrym, wysokim poziomie. Bardzo ciekawy biały zaśpiew, zwłaszcza „Czy ty wiesz, dziecino miła…”, w wykonaniu Doroty Tokarz. Gwiazdorzyca – Halina Machel z dużą dziarskością, swadą w swojej roli „protagonistki”. Heligonki, klarnet i skrzypce dają poczucie autentycznej ludowości. Kapela w krakowskich barwnych strojach raduje oko. Z teatralnego punktu widzenia to niewątpliwie odwołanie do patriotyzmu, ruchów wyzwoleńczych, które – wraz z chłopomanią – kojarzą z tym strojem. I przywołują – chcąc nie chcąc – „Wesele” Wyspiańskiego. Ten etnograficzny samograj powiązany z procesją – symbolizującą wędrówkę do Ziemi Obiecanej – to dobry sceniczny koncept. Inna sprawa, że te religijne kody kulturowe potraktowane płytko mogą wyglądać na dewocyjny happening.

Nie było mnie w Żarnowcu 5 października 2024 r. w Muzeum Marii Konopnickiej. Z pewnością tam jest inna aura, coś z klimatu „ziemi świętej” Marii Konopnickiej, przesiąkniętej śladami jej stóp. Działanie genius loci nieraz sprawia cuda. A dzięki takim artystycznym wydarzeniom to muzeum nie zmieniło się w „mauzoleum”. Duch Marii Stanisławy Konopnickiej jest wciąż obecny. Oglądnąłem z ciekawością na YouTube – „Tomasz Antoni Żak i Jego „Zaśpiewać Konopnicką”. Wiara i Ojczyzna w ludowości M. Konopnickiej”. Zgadzam się w zupełności, bo trudno nie przyznać racji Reżyserowi. Jednakże widowisko teatralne w Zakliczynie, które miałem zaszczyt oglądnąć 11 października nie koniecznie– w moim odczuciu – harmonizowało z deklarowanymi w wypowiedzi założeniami. Widz mógł poczuć niedosyt… Jakby coś się miało jeszcze wydarzyć, ale mniemany antrakt okazał się nagle końcem widowiska.

Aktualność Konopnickiej staje się tak oczywista dzisiaj, jakbyśmy w innej jedynie odsłonie wrócili w to samo miejsce historii. O tym też była mowa w pospektaklowej reżyserskiej wypowiedzi. Trudno mi było jednak dostrzec na scenie to historyczne déjà vu. Dyskretna pielgrzymkowa fabuła z „Kolbergiem po kraju”, Kraju, w którym Ministerstwo Oświaty zmienia podręczniki, i zaczyna się „opiłowywanie katolików”, ale – broń Boże – by ktoś nazywał to kulturkampfem. Współczesne polskojęzyczne media mówią językiem pruskiej prasy ośmieszając katolików polskich jak w pamiętnym 1877 roku objawień gietrzwałdzkich: „Polskie knowania i oszustwo”, „obłęd religijny”, „przejaw zabobonu”…itd. Zabranianie się w szkołach pacierza w ojczystym języku. I stał się cud. Objawia się Matka Boska i przemawia po polsku. Gratulacje dla Tomasza Żaka, bo trafił w punkt. Przegrana Bismarcka z Matką Boską napawać może widzów nadzieją.

Oczywiście nakaz „ugorowania gruntów”, odłogowanie ziemi za dopłaty, tereny pre-ekologiczne” i inne unio-europejskie (czyt.) niemieckie, pomysły nikt jeszcze nie porównuje z pruskimi rugami. Ale… Te kamuflażowe metody mają ten sam cel. Kiedyś Polaków ośmieszano epitetem „polnische Wirtschaft” itp. Dzisiaj chwytają się „legalnego przekupstwa”, by stłamsić polską gospodarkę. Doraźna korzyść z dopłat skończy się utratą gruntu pod nogami. I czeka nas los polskiego rolnika Michała Drzymały: Cyrkowy wóz, to byłby niezły symbol, nękania biurokratycznymi przepisami oderwanymi od rzeczywistości. Przegrał w pruskich sądach i wóz i przewóz. Trafiał do „kozy” pod byle pretekstem. Zbudował lepiankę lecz kazano mu ja zburzyć, bo nie spełniała przepisów przeciwpożarowych. Wypisz – wymaluj – dzisiejsza UE. Ludzie „oderwani” od ziemi pozostają w stanie nieważkości. Jak „Wolny najmita” Konopnickiej. I znowu myliłby się ten, kto sądzi, że czasy wolnych najmitów minęły.

Teoretycznie – to wszystko gdzieś jest w tym widowisku, ale nie na tyle oczywiste, by cieszyć się z odczytywania zarysowanych sugestii. Pozostał niedosyt, bo chcielibyśmy z tym ludowym zaśpiewem Konopnickiej, którą dopełniają heligonki, skrzypki, klarnet i krakowskie stroje, krztę symboliki Wyspiańskiego. W widowisku wprawdzie kołacze echo „Wesela”, połyskują w tańcu mosiężne guziki u kaftanów, chwosty, pawie pióra, pas z brzękadłami, lśnią buty z cholewkami. I tylko brak przysłowiowego „złotego rogu”, który mógłby przebudzić uśpiony Naród. Chcielibyśmy zobaczyć Konopnicką jako Kasandrę i zapłakać nad naszą głupotą. Pomagaliśmy – cywilizacyjnym naszym wrogom – burzyć mur berliński i sami wtoczyliśmy w Nasze granice dar „chytrych Greków”: korporacyjnego Trojańskiego Konia Unii Europejskiej. I chcielibyśmy zobaczyć przez okulary Konopnickiej, że wewnątrz Europejskiej Mumii gnieździ się stary bismarckowski upiór cywilizacji bizantyńskiej.

I nie ma w tym nic odkrywczego, że Naród polski tak pasuje do Unii Europejskiej jak pięść do nosa. Tak jak po wschodniej, turańskiej stronie: „Komunizm – miał powiedzieć Józef Stalin – pasuje Polakom jak siodło do krowy”. Rozumieją to inni, a my próbujemy na siłę zmieniać naturalną Polskość i cywilizować się na obcą modłę wyręczając w tym wrogów naszej cywilizacji i kultury. Dlatego, kto nie rozumie Marii Konopnickiej ten z dużym prawdopodobieństwem stłamsił w sobie polskiego ducha. Zaprzepaścił Gen Polskości.
Jan Maniak
Zdjęcia -Stanisław Kusiak

ZAŚPIEWAĆ KONOPNICKĄ
scenariusz, scenografia, reżyseria: TOMASZ ANTONI ŻAK
muzyka: MARCIN KORBUT
współpraca plastyczna: JERZY DUDA
aktorzy:
HALINA MACHEL – jako Gwiazdorzyca
MARCIN KORBUT – jako Kapelmistrz (oraz heligonka i klarnet)
JUSTYNA CHMIELEK-KORBUT – jako Dziewczyna 1 z Kapeli (oraz skrzypce)
DOROTA TOKARZ – jako Dziewczyna 2 z Kapeli
ADAM GAURA – jako Chłopiec (oraz heligonka)
technika: RYSZARD ZAPRZAŁKA