
czyli
Śmiech z głową, sercem i oddechem.
Tarnów przez dziesięć wrześniowych dni znów był miejscem, w którym śmiech odzyskał sens – podsumowuje tegoroczną TALIĘ – nasza tarnowsko krakowska recenzentka Katarzyna Cetera. Nie ten pusty, sitcomowy, ale taki, który oczyszcza i pozwala spojrzeć na świat z dystansem. XXIX Ogólnopolski Festiwal Komedii TALIA, organizowany przez Teatr im. Ludwika Solskiego, pokazał, że polska komedia sceniczna trzyma się mocno – choć wciąż szuka języka, by mówić o współczesności bez banału. Ta edycja przeszła co prawda do historii, minął bowiem miesiąc od zamknięcia imprezy, ale dopiero teraz pokusiłam się o podsumowanie wydarzenia także na naszych, kurierowych łamach.

Festiwal TALIA już od lat uchodzi za jedną z najważniejszych polskich imprez poświęconych komedii teatralnej — ale tegoroczna edycja przyniosła kilka wartościowych nowości i kilka momentów, które skłaniają do zastanowienia. Program rozpoczął 72. sezon artystyczny Teatru Solskiego i został rozegrany w formie intensywnego dziesięciodniowego przeglądu. A mimo to w konkursie znalazło się tylko sześć spektakli konkursowych. Oczywiście, pojawiły się wydarzenia towarzyszące: mniejsze formy teatralne, wystawy, koncerty.
Choć program festiwalu był spójny, zabrakło „ryzyka”. Wybór sześciu tytułów konkursowych pokazał raczej spektrum „dobrego smaku” niż artystycznego fermentu. Nie było spektaklu, który by naprawdę by podzielił publiczność, wywołał dyskusję, emocje, prowokował. A TALIA miała – i chyba nadal ma – szansę stać się miejscem śmiałych eksperymentów z formą komedii – groteską, czarnym humorem, komedią dokumentalną. Tymczasem tegoroczny zestaw przypominał dobrze ułożony bukiet teatralny: pachnący, elegancki, ale złożony z tych samych, bezpiecznych kwiatów.

Podczas festiwalu zaprezentowano spektakle od klasyki po nowoczesne odczytania i eksperymenty formy. Dzięki temu publiczność mogła zanurzyć się zarówno w tradycyjnej komedii sytuacyjnej, jak i w bardziej śmiałych, konceptualnych projektach. Poziom konkursu również był wysoki – zwycięski spektakl PIGNON I URZĄD SKARBOWY (reż. Tadeusz Łomnicki, Teatr Ludowy w Krakowie) został uhonorowany m.in. za styl i czułość w komedii. To bardzo dobra wiadomość, bo oznacza, że festiwal nie poprzestał na powierzchownym śmiechu, ale ciekawił się tym, co daje komedii głębię. No i publiczność, która po raz kolejny raz udowodniła, że jest odbiorcą wymagającym, wrażliwym i kochającym teatr. Taki odbiorca to ogromny atut dla festiwalu – daje gwarancję, że komedia nie jest tylko lekka rozrywką, ale może być także spotkaniem z refleksją i formą artystyczną.
Festiwal wciąż jest wydarzeniem lokalnie silnym, ale w kontekście ogólnopolskim słabo widocznym. W mediach branżowych – poza e-teatrem – trudno było znaleźć relacje, wywiady, komentarze. To błąd strategiczny: TALIA ma przecież tradycję, publiczność i potencjał, by być marką krajową, tymczasem często brzmi jak impreza z regionu, nie jak festiwal o znaczeniu ogólnopolskim. Przydałoby się partnerstwo medialne z większymi redakcjami teatralnymi, o czym organizatorzy zdają się po prostu nie pamiętać.

Jury festiwalu było w tym roku trzyosobowe. Przewodniczyła mu Magdalena Piekorz – reżyserka, scenarzystka, doktor sztuki filmowej, autorka filmów dokumentalnych i fabularnych, nagradzanych w kraju i zagranicą. Laureatka nagród: Osobowość Roku 2024 wręczonej podczas gali Osobowości i Sukcesy oraz ,,Promotor Polski 2025” przyznanej przez Fundację Teraz Polska. W skład tego gremium weszli także: Paweł Płoski – teatrolog, redaktor, badacz polityki kulturalnej i organizacji teatru, menedżer kultury oraz znany tarnowskiej publiczności – to on w ubiegłym roku prowadził rozmowy z artystami – Tomasz Domagała – krytyk teatralny i filmowy, członek polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych AICT, autor najbardziej znanego w Polsce bloga teatralnego DOMAGAŁAsięKULTURY.
Jury pod przewodnictwem Magdaleny Piekorz przyznało główną nagrodę Grand Prix spektaklowi PIGNON I URZĄD SKARBOWY w reżyserii Tadeusza Łomnickiego, dyrektora artystycznego tarnowskiej sceny. Spektaklowi z Teatru Ludowego w Nowej Hucie , który mocno skupiał się na komediowej materii zmysłu i stylu. Jury doceniło lekkość stylu i precyzję formy, i trudno się z tym nie zgodzić. W przedstawieniu, które mogło być farsą, jest coś więcej – błysk ironii i odrobina melancholii, które nadają mu głębi. To komedia, w której śmiech nie jest tylko reakcją, ale narzędziem poznania.

Nagroda Publiczności powędrowała do spektaklu NIC SIĘ NIE STAŁO – i to też mówi wiele o nastrojach widowni. Tarnowska publiczność lubi teatr bliski, oparty na emocjach i błyskotliwej obserwacji codzienności. Jury wybiera konstrukcję i styl, widzowie – prawdę emocjonalną. Ta różnica nie dzieli, lecz uzupełnia: obie perspektywy są potrzebne, by komedia miała sens.
Nie sposób pominąć Joanny Szczepkowskiej, nagrodzonej przez jurorów za tekst komedii SEPARATKA. To rzadki przypadek, gdy autor i wykonawca w jednej osobie potrafi pogodzić ostrość obserwacji z lekkością dialogu a jednocześnie dowód na to, że dowód na to, że w programie festiwalu znalazło się także miejsce na propozycje oparte silnie na słowie i interpretacji, nie tylko na gagach czy konwencji. W SEPARATCE śmiech ma rytm codzienności, a scena przypomina lustro, w którym odbija się polska neuroza.

Nagroda ZASP „Ale aktor!” przyznana została Dorocie Goljasz za rolę Olgi w spektaklu PIGNON I URZĄD SKARBOWY Teatru Ludowego w Krakowie. To jedno z najważniejszych wyróżnień XXIX Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii TALIA w Tarnowie. Nagroda ta, przyznawana przez Związek Artystów Scen Polskich, docenia najmłodszego wiekiem uczestnika festiwalu. Dorota Goljasz, wcielając się w postać Olgi, stworzyła kreację pełną subtelności i głębi, która wyróżniała się na tle innych ról festiwalu. Jej umiejętność balansowania między komediowym timingiem a emocjonalną prawdą postaci została doceniona zarówno przez jury, jak i publiczność. Nagroda „Ale aktor!” stanowi potwierdzenie jej mistrzostwa w sztuce aktorskiej i jest zasłużonym ukoronowaniem jej pracy w tym spektaklu.
Bez nagród pozostała ZEMSTA – co mnie zdziwiło, bo to przedstawienie ciekawe, nowatorskie, wyjątkowe i brawurowo zagrane – takiego rozmachu podczas prezentacji spektaklu w Krakowie nie doświadczyłam.

W tegorocznej edycji TALII czuć było dobre tętno – nie tylko dlatego, że widownia była na ogół pełna – ale dlatego, że Tarnów żył festiwalem. Widzowie przychodzili nie po rozrywkę po pracy, lecz po spotkanie z żywym teatrem. W przerwach słychać było rozmowy o aktorstwie, o tekście, o sensie – a to, proszę Państwa, nie zdarza się często, nawet w większych miastach. Niestety – rozmowy te toczyły się tylko w kuluarach: TALIA od wielu lat nie dorobiła się klubu festiwalowego z prawdziwego zdarzenia – miejsca, gdzie można było usiąść po spektaklu i porozmawiać – bufecik w teatralnym foyer po spektaklu był już zamknięty.
Całe szczęści pojawiły się w Tarnowie spotkania z artystami. W tym roku prowadził je redaktor Jacek Wakar. Rozmowy te miały w sobie wiele elegancji i profesjonalizmu, ale chwilami zbyt mocno przypominały salonowe spotkania towarzyskie. Za mało było w nich autentycznej debaty o teatrze – z utęsknieniem wspominam ubiegłoroczne dokonania Tomasza Domagały – tegorocznego jurora – który podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu prowadził pospektaklowe rozmowy z artystami. Wakar, doświadczony krytyk i znakomity rozmówca, potrafił co prawda stworzyć atmosferę skupienia i szacunku, jednak publiczność, choć dopisywała licznie, miała momentami poczucie niedosytu – że za kulisami toczy się ciekawsza rozmowa niż ta ze sceny klubu festiwalowego. Brakowało też zróżnicowania formy: każde spotkanie miało podobny rytm i ton, co w dłuższej perspektywie czyniło je przewidywalnymi. Można odnieść wrażenie, że Talia – festiwal coraz dojrzalszy i bardziej świadomy – potrzebuje w przyszłości bardziej konfrontacyjnych, ideowych rozmów, które nie tylko dokumentują wydarzenia, lecz także je interpretują i stawiają pytania o sens komedii dziś.

Oczywiście, rozmowy są potrzebne, zwłaszcza jeśli utrzymują wysoki poziom merytoryczny i dają widzom coś, czego często brakuje nawet na większych festiwalach: bezpośredni kontakt z myślą twórców, wgląd w warsztat i intencje artystyczne. Nawet jeśli momentami mogą być zachowawcze, stanowią wartość dodaną Talii, wzbogacając spektakle o warstwę refleksji i subtelnego komentarza, który pozwala publiczności zrozumieć, dlaczego dana scena śmieszy, a inna wprowadza lekki niepokój. W tym sensie te spotkania stały się jednym z niewielu miejsc w Polsce, gdzie spektakle są omawiane z uwagą, szacunkiem i prawdziwym zainteresowaniem – a to nie jest wcale tak oczywiste nawet na najważniejszych festiwalach teatralnych.
Organizacyjnie – wszystko zagrało. Teatr Solskiego prowadzi imprezę pewną ręką, dbając o równowagę między gościnnością a profesjonalizmem, więc oby tak dalej. Po tegorocznej Talii można odnieść wrażenie, że komedia teatralna w Polsce dojrzewa. Odrzuca kabaretową powierzchowność, flirtuje z psychologią, z absurdem, czasem z czułością. To śmiech, który ma w sobie gorycz, ale też empatię. To prawda, nie każdy spektakl był równie udany – niektóre pomysły trąciły banałem lub przegadaną formą – ale żaden nie był przypadkowy. To ogromny sukces programowy.

Tegoroczna Talia 2025 była edycją dojrzałą, równą i potrzebną. Naturalnie, nie przyniosła rewolucji ani sensacji, ale spokój – taki, który czuje się po dobrze rozegranym spektaklu. To festiwal, który pokazuje, że komedia w Polsce może być sztuką, nie tylko rozrywką. Tymczasem w świecie, który coraz częściej śmieje się bez powodu, Tarnów przypomniał, że dobry śmiech ma sens, jeśli wynika z myślenia. I za to tej edycji należą się brawa.
Organizatorzy nie ulegli pokusie zorganizowania festiwalu komedii lekkiej, łatwej i przyjemnej. Sześć spektakli konkursowych stanowiło przemyślany zestaw – od klasyki po nowoczesne wariacje. Widzowie mogli więc przeskakiwać między humorem sytuacyjnym a ironią podszytą smutkiem. Takiej równowagi nie udaje się osiągnąć co roku.
Naturalnie, sześć spektakli konkursowych to moim zdaniem mało reprezentatywna ilość, przydałby się też— moim zdaniem — większy wachlarz przedstawień towarzyszących lub warsztatowych, by festiwal mógł zamienić się w prawdziwe forum dyskusji o komedii współczesnej. Mieliśmy co prawda – w paśmie wydarzeń towarzyszących – trzy świetne tytuły na Małej Scenie, koncert oraz pokaz finałowy. Tendencja jest dobra, ale to nie wyczerpuje moich oczekiwań.
Tak ograniczony wybór spektakli konkursowych – choć program chwali się różnorodnością – raczej powoduje znużenie. A komedia ma niestety tę cechę, że jeśli nie zaangażuje w pełni widza, może stać się jedynie „dobrą” rozrywką, a nie wydarzeniem zapadającym w pamięć.

Niewątpliwym wyzwaniem dla tarnowskiej Talii powinno być przyciągnięcie widzów – i mediów – z całej Polski w sposób bardziej zorganizowany, by impreza miała jeszcze większy zasięg. Tegoroczna edycja festiwalu potwierdziła bowiem , że nasze miasto może być ważnym ośrodkiem promocji komedii. Dotychczasowe publikacje podkreślają, że impreza buduje kulturalny wizerunek regionu. To ważne, ponieważ komedia bywa w teatrze traktowana nieco „na marginesie” – a tutaj widać, że organizatorzy dostrzegają jej wagę, zarówno artystyczną, jak i społeczną. Nie uważam jednak, by poziom organizacyjny imprezy osiągnął maksimum możliwości, wciąż są miejsca, w których można podnieść poprzeczkę: szersze spektrum form (np. komedia eksperymentalna, performans, interakcja z publicznością), głębsze dyskusje pozateatralne (np. panele, warsztaty), oraz aktywniejsze zaangażowanie ogólnopolskie – by TALIA stała się nie tylko przeglądem, ale też platformą rozwoju komedii w Polsce.
Jeśli festiwal ma być żywym ośrodkiem myślenia o komedii, a nie tylko przeglądem gotowych produkcji, trzeba go także otworzyć go na proces i rozmowę. Mam też niedosyt artystycznych zaskoczeń. Nie było momentu, który wszedłby do teatralnej pamięci jako symbol edycji – takiego gestu, o którym mówi się jeszcze długo po zakończeniu festiwalu. To pewnie nie jest wina organizatorów, raczej symptom kondycji samej polskiej komedii: dobrze rzemieślniczej, lecz pozbawionej buntowniczego pazura. Ale to właśnie festiwal, nie pojedynczy teatr, mógłby być miejscem, które ten pazur wyostrzy.

Tegoroczna Talia 2025 była edycją profesjonalną, ale nie odważną. Pokazała stabilność, swego rodzaju stagnację, lecz nie energię przełomu. Tarnów ma świetną publiczność, znakomitą bazę organizacyjną i prestiż – ale potrzebuje odwagi kuratorskiej i szerszego kontekstu. Jeśli organizatorzy chcą, by o Talii mówiono nie tylko z szacunkiem, ale i z emocją, powinni wpuścić do programu więcej powietrza, ryzyka i buntu. Bo komedia – jak teatr w ogóle – żyje wtedy, gdy potrafi śmiać się z samej siebie.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – Paweł Topolski i Artur Gawle

















